Jan Tomasz Gross, Irena Grudzińska-Gross — „Złote żniwa” – recenzja i ocena

opublikowano: 2011-02-22 13:55
wolna licencja
poleć artykuł:
Nie tyle trudne do zaakceptowania fakty z historii najnowszej budzą tu niesmak i zaciekłe spory oponentów, lecz raczej forma, w jaką zostały ujęte. Pisarstwo Grossa zdaje się charakteryzować kilka wyraźnych cech, które wyjątkowo trudno potraktować z aprobatą, gdy w grę wchodzą tak ważne i bolesne zagadnienia. Prezentujemy recenzję książki: Jana Tomasza Grossa, i Ireny Grudzińskiej-Gross: „Złote żniwa”.
REKLAMA
Jan Tomasz Gross, Irena Grudzińska-Gross
„Złote żniwa. Rzecz o tym, co się działo na obrzeżach zagłady Żydów”
cena:
29,90 zł
Wydawca:
Znak
Okładka:
miękka
Liczba stron:
232
ISBN:
978-83-240-1523-8

„Ostateczna mądrość obrazu fotograficznego kryje się w stwierdzeniu: «Oto powierzchnia. A teraz pomyślcie, a raczej wyczujcie, co się pod nią kryje, jaka musi być rzeczywistość, jeżeli tak wygląda». Fotografie, które same nie są w stanie niczego wyjaśnić, stanowią niewyczerpane źródło zachęty do dedukowania, spekulacji i fantazjowania. Fotografia daje nam do zrozumienia, że poznamy świat, jeżeli przyjmiemy go takim, jaki jawi się w obiektywie. Jest to jednak przeciwieństwo poznania. Poznanie bowiem rozpoczyna się od nieprzyjmowania świata takim, na jaki wygląda”. Tak o fenomenie dzieła fotograficznego, w jednym z fragmentów słynnego zbioru „O fotografii”, pisze Susan Sontag. Grossowi bez wątpienia znane jest pisarstwo Sontag bowiem, w ostatniej książce, konstruując własną, nieco domorosłą analizę obrazu fotograficznego, powołuje się na jeden z jej artykułów. Wydaje się jednak, że dość wybiórczo traktuje jej konkluzje w odniesieniu do większości, czy to teoretycznych, czy to innego rodzaju, faktograficznych źródeł.

Kanwą, a zarazem swego rodzaju klamrą spinającą całość rozważań „Złotych żniw” Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej-Gross, stała się niewyraźna fotografia z Treblinki, ukazująca polskich chłopów z łopatami i milicjantów z bronią. Przed zebranymi postaciami leżą starannie poukładane czaszki i piszczele żydowskich ofiar obozu zagłady. Część kości została skrzyżowana niejako „w chrystianizującym geście” zapewne jakiejś bogobojnej kobiety – jak prześmiewczo usiłuje podkreślić Gross. Autorzy zaznaczają wprawdzie, że nie ma tu pewności, czy zdjęcie przedstawia złapanych w miejscu występku złodziei, profanujących szczątki w poszukiwaniu kosztowności, czy też scenę powojennego porządkowania dołów, w których spoczywały ofiary Zagłady, bądź też wreszcie akcję ekshumacji zbiorowych mogił czerwonoarmistów, jak sugerują niektórzy znawcy przedmiotu. Pomimo istotnego braku dowodów pozwalających na jednoznaczną interpretację zdarzenia utrwalonego na fotografii, staje się ona w eseju podstawą daleko idących uogólnień. W myśl zastosowanej przez Grossów, a zaczerpniętej z antropologii, metody „gęstego opisu”, pozwalającej na podstawie jednostkowych faktów formułować generalne sądy o trwałych dyspozycjach w zachowaniu grupy, a zatem pewnej utrwalonej „praktyce społecznej”, charakteryzowane jest tu postępowanie Polaków wobec własności żydowskiej i całego procederu masowej Zagłady. Ów ryzykowny zabieg – którego świadomość wydają się mieć autorzy, przyznając, że analogia pomiędzy sytuacją antropologa eksplorującego zwyczaje egzotycznych plemion i historyka usiłującego opisać swoiście inny świat Zagłady, „jak zazwyczaj kuleje” – jest tu jednak konsekwentnie stosowany niemal we wszystkich fragmentach eseju. W efekcie, w narracji Grossów, powszechne, usankcjonowane przez zbiorowość wzory zachowań Polaków wobec żydowskiej mniejszości i pozostałego po jej zagładzie mienia, wydają się być podobne domniemanemu epizodowi z fotografii.

REKLAMA

Bynajmniej jednak nie tylko owa wątpliwie wiarygodna dla historyka metoda może tu wzbudzać kontrowersje. W emocjonalnej dyskusji wokół książki, jaka rozpętała się na długo przed jej oficjalną premierą, nie wydaje się również chodzić o ujawnienie kolejnych bolesnych faktów związanych z aktami przemocy, przejęciem mienia oraz mordami dokonywanymi przez ludność polską tuż po wojnie na tytułowych obrzeżach Zagłady. Problematykę tę poruszały bowiem, już wówczas zrywając zasłonę milczenia, wcześniejsze książki Jana Tomasza Grossa, zaś po ich publikacji szerokie badania w obszarze owych zagadnień prowadzone były przez Instytut Pamięci Narodowej. Poza autorem „Strachu” i „Sąsiadów” obrzeża Zagłady opisywało w przeciągu ostatnich kilku lat wielu polskich badaczy, w tym związanych z Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Zatem nie tyle trudne do zaakceptowania fakty z historii najnowszej budzą tu niesmak i zaciekłe spory oponentów, lecz raczej forma, w jaką zostały ujęte. Pisarstwo Grossa zdaje się charakteryzować kilka wyraźnych cech, które wyjątkowo trudno potraktować z aprobatą, gdy w grę wchodzą tak ważne i bolesne zagadnienia.

REKLAMA

Po pierwsze, w najnowszym eseju autora „Strachu” zupełnie pominięte zostaje tło wojennych wydarzeń, zaś akty przemocy i agresji opisane zostają tak, jak gdyby odbywały się w wyizolowanej dyskursywnej przestrzeni, której bohaterowie winni być impregnowani na dramatyczne okoliczności wojny. Wystarczy jednak sięgnąć do świadectw ocalałych z Zagłady, by znaleźć w nich opisy mówiące o tym, jak wśród makabrycznych doświadczeń upokorzenia i codziennie obserwowanej śmierci ludzie obojętnieli na otaczające ich zło. Nie jest to w żadnym wypadku argument mogący usprawiedliwić moralnie tych, którzy dopuszczali się prześladowań, Gross jednak ani słowem nie wspomina o tego rodzaju okolicznościach, widząc jedynie, lub celowo podkreślając, tylko jedną stronę zagadnienia. W rzetelnym historycznym opisie taki obraz, tego co działo się na obrzeżach Zagłady, jest jak się wydaje, niedopuszczalnym uproszczeniem. Po drugie, jednostronność charakteryzująca narrację Grossa dotyczy także relacjonowania zdarzeń ujawniających jedynie podłe zachowania Polaków wobec Żydów, z niemal całkowitym pominięciem postaw przychylnych i aktów pomocy. W takim ujęciu stosunek ludności polskiej do Żydów jawi się tu jako zupełnie negatywny i jako taki również wydaje się nie do zaakceptowania, wynika bowiem z daleko idącej, wybiórczej selekcji źródeł. Po trzecie ponadto, Gross, który na kartach eseju wielokrotnie objawia sympatię dla badaczy z kręgu Centrum Badań nad Zagładą Żydów, wydaje się zupełnie nie zwracać uwagi na ukazujące się jego nakładem periodyki. W przeciwnym razie dostrzegłby zapewne, że „Zagłada Żydów. Studia i Materiały. Tom 6” poświęcona rozmaitym postaciom nadużyć w badaniach nad doświadczeniem Zagłady świetnie nadaje się do krytycznej analizy „Złotych żniw”, jako niemal modelowego przykładu kiczu w literaturze holokaustowej. Najbardziej bowiem gorszącym elementem narracji Grossa wydaje się właśnie jej epatowanie kiczem. Kicz, jak wiadomo, najłatwiej opisać jako nadmiar i owa nadmiarowość przebija tu niemal z każdego fragmentu. Nazbyt dokładne opisy brutalnych zachowań, nazbyt dosłowne oskarżenia, nazbyt jednostronna charakterystyka warstwy chłopskiej jako kolorowego tumultu, rubasznych, chciwych i nierozgarniętych postaci owładniętych pasją poszukiwania błyskotek – wszystko to razi i budzi sprzeciw. Zaś: „Dominantą tekstu staje się nie tyle porządek merytoryczny, ile intensywność ekspresji. (...)Tekst prezentuje wszem wobec swoją retoryczność, tak jakby to właśnie rozwinięcie kunsztownej retorycznej konstrukcji było ostatecznym celem autora, a Zagłada stawała się tylko kanwą dla misternych splotów metafor i lirycznych inkantacji”.

REKLAMA

„Złote żniwa” z wielką odwagą podejmują drażliwe dla stosunków polsko-żydowskich zagadnienia przejmowania żydowskiego mienia oraz uczestnictwa Polaków w szerokim procederze prześladowań toczących się na obrzeżach właściwej Zagłady. Nie wiedzieć czemu jednak, potrzeba rzetelnego ujawniania faktów oraz ożywienia debaty w obszarze bolesnych historycznych doświadczeń przyćmiona tu została sensacyjnym tonem wywodu i kuriozalnymi uchybieniami w formie narracji.

By zatem sformułować niechlubne resume eseju, przewrotnie sięgnijmy raz jeszcze do przywołanego fragmentu dzieła Susan Sontag, w którym przypomina, że: „Ograniczeniem fotograficznej wiedzy o świecie jest to, iż choć może ona wstrząsnąć sumieniem, koniec końców, nie jest w stanie być wiedzą etyczną ani polityczną. Wiedza zdobywana [bowiem] za pośrednictwem nieruchomych fotografii zawsze będzie podszyta jakimś rodzajem sentymentalizmu – cynicznego lub humanistycznego. Będzie to wiedza zachowująca pozory – pozory mądrości”.

„Złote żniwa” warte są lektury, chociażby po to, by móc zabrać głos w toczącej się debacie. To bowiem, jak słusznie zdaje się zaznaczać wydawca, jest naszym moralnym obowiązkiem.

Zobacz też:

Korekta: Mateusz Witkowski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Agnieszka Rozner
Politolog, filozof, absolwentka Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, doktorantka na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone