Aleksander Głowacki - „Alkaloid”

opublikowano: 2012-05-19 10:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Co by było, gdyby Stanisław Wokulski dał sobie spokój z Izabelą Łęcką, strzepnął pył z obuwia i wziął się za naukę? Byłoby ciekawie. Byłoby bardzo ciekawie. I bardzo niebezpiecznie.
REKLAMA
Aleksander Głowacki
„Alkaloid”
cena:
45 zł
Wydawca:
Powergraph
Rok wydania:
2012
Okładka:
Twarda
Liczba stron:
432
Format:
135x205 mm
ISBN:
978-83-61187-46-2

Aleksander Głowacki. Osoby, które uważały na lekcjach języka polskiego zmarszczą w tym momencie czoło, by przypomnieć sobie w nagłym błysku, że takie przecież było prawdziwe nazwisko Bolesława Prusa. Szybko się przekonamy, że nie jest to zabieg przypadkowy. Autor kryjący się pod tym pseudonimem debiutuje „Alkaloidem”, stąd brak możliwości przybliżenia jego sylwetki. Możemy więc skupić się na tym, co najważniejsze – na treści.

Mamy rok 1898. Świat spowity Alkaloidem jedynie w ogólnych zarysach ten znany nam z lekcji historii. Sprawca tej przemiany, Stanisław Wokulski, jest jego centralnym punktem i spiritus movens. On to, przez przypadek odkrywszy substancję zwaną Alkaloidem lub po prostu Alką, pchnął historię świata na zupełnie nowe tory, ta zaś z każdą kolejną stroną przyśpiesza.

Głowacki stworzył dla swojej powieści osobny gatunek: chempunk. Cóż, zabieg, który na początku uznałem za bufonadę i chwyt marketingowy, okazał się jednak całkowicie uprawomocniony. Nie jest to bynajmniej steampunk podlany chemią, lecz przykład zupełnie odmiennej koncepcji świata. Mówiąc obrazowo: świat steampunku turkocze, dymi, stuka i łomocze, świat Głowackiego zaś bąbluje, przelewa się, lepi i ciągnie. Pierwszym plusem jest więc niesamowita inwencja autora.

Można było oczekiwać, że kierując się pragnieniem zachowania realizmu, Głowacki będzie też stosował odpowiednio skonstruowany język. Tak też jest w istocie, choć, biorąc pod uwagę, że powieściowe wydarzenia dzieją się w kilku okresach czasowych, brakuje tutaj zróżnicowania. Widać to szczególnie dotkliwie w rozdziale, którego akcja ma miejsce w odległej przyszłości; autor nie docenił faktu, że dwadzieścia lat oddzielające rok 1898 od roku 1920 wywarło niemały wpływ na zmiany w języku.

Wycieczka w czasie jest kolejnym plusem, Świat powieści po stu latach rozwoju został przedstawiony w przekonywujący sposób. Choć natrafiamy na pewną mieliznę gdy główny bohater spotyka w przyszłości grupkę miłośników historii, dzięki której jest się w stanie w ogóle porozumieć, to jednak mimo wszystko Głowacki pomyślnie zdaje egzamin.

Autor bardzo dba o szczegóły, co widać choćby w tytule. Alkaloidy to grupa substancji pochodzenia roślinnego, bardzo często są nimi używki, na przykład kofeina, teina, nikotyna, niektóre narkotyki… A przez całą powieść wiemy tylko, że Alkaloid to substancja pochodzenia roślinnego. Czy narkotyk, czy używka, czy stymulant, co do tego nie mamy pewności nawet zamykając książkę.

Fabuła przykuwa do tego stopnia, że czytając „Alkaloid” sam nie zauważyłem, gdzie raptem minęło mi sto stron. Tempo jest dawkowane umiejętnie, dzięki czemu nic nam nie umyka, a czujemy, że jesteśmy w samym środku przełomowych wydarzeń. Na początku można podchodzić z rezerwą do niektórych elementów świata takich jak choćby ludzie-rekiny, jednak wraz z zagłębianiem się w świat „Alkaloidu” szybko przekonujemy się do tych, momentami karkołomnych, zabiegów.

REKLAMA

Warto w tym miejscu wspomnieć o ciekawym zabiegu zastosowanym w książce. Chodzi mianowicie o przeplatanie tekstu fragmentami stylizowanymi na pochodzące z epoki. Chodzi o ilustracje przedstawiające fragmenty listów, depesz, pism czy artykułów, przypominające rekwizyty używane przy niektórych grach fabularnych. Zabieg jest nowatorski i podniósłby niesamowicie poziom powieści, gdyby nie pewien feler: są one często pisane drobnym druczkiem, niewyraźne lub za długie. Część z nich po prostu pomijałem, aby móc czytać dalej, wracając do nich po zakończeniu lektury. Słowem, świetny pomysł, który można było zrealizować lepiej.

Widniejący na okładce Wokulski oraz sugestie zamieszczane w zapowiedziach pozwalały przypuszczać, że Głowacki podejmie grę z „Lalką”, puszczając co pewien czas oko, stosując nawiązania lub podejmując jakikolwiek inne działania. Niestety, oczekujący tego w dużej mierze rozczarują się. Owszem, Wokulski zdradza pewne cechy wspólne z prusowskim pierwowzorem, zaś na kartach powieści natkniemy się na nazwiska hrabiego Ochockiego czy Geista. Można jednak było spodziewać się wiele więcej. W sumie jedynym takim wyraźnym nawiązaniem jest fragment, w którym Rzecki wspomina „dawne, dobre czasy”, gdy subiekt wraz z Wokulskim dobrze zarabiali na dostawach wojskowych.

Jeśli chodzi o słabe strony powieści, to jest jedna, główna: książka jest za krótka! Carska Rosja po duchowej rewolucji, mętlik sekt, wyznań i zakonów, aż prosi się o poświęcenie mu więcej miejsca. Sam opis sytuacji był fascynujący, zaś część poświęcona podróży magistralą transsyberyjską zasługuje na osobną powieść, nie tylko część książki. Osobiście, odczuwałem po tym fragmencie spory niedosyt.

Nie do końca jestem też w stanie ocenić kreacje postaci. Owszem, są zarysowane w sposób wyrazisty i niepozbawione cech indywidualnych, trudno jednak uznać je za kreacje, które wyryją się złotymi zgłoskami w historii literatury. Co do oceny tego zabiegu, to mam z nią problem, bowiem nie umiem stwierdzić, czy jest to nieumiejętność Autora, czy wręcz przeciwnie, jego świetny, świadomy zabieg. Ta druga możliwość wynika z właściwości „Alkaloidu”, który zażywających go zmienia w istoty bardzo sobie podobne.

Książka mnie urzekła. Nowatorska, ciekawa, świetnie skonstruowana, dobry balans pomiędzy elementami znanymi z historii a wprowadzonymi przez Autora. Zabieg z wycinkami autentycznym tekstów, choć miejscami chybiony, budzi raczej niedosyt z racji niewykorzystania świetnego pomysłu niż szkodzi powieści. Postacie, choć nie można ich określić jako niezapomniane, dobrze pasują do swojego świata i współgrają z nim. Sam pomysł na powieść godny jest uchylenia kapelusza nad inwencją autora. W sumie więc książkę przeczytać jak najbardziej warto, jest gwarancją dobrze spędzonego czasu. Mam nadzieję, że Aleksander Głowacki nie napisał ostatniego słowa i jego debiut jest początkiem wielu powieści na równie dobrym poziomie.

Redakcja: Michał Przeperski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone