Bartek Sabela - „Afronauci. Z Zambii na Księżyc” - recenzja i ocena

opublikowano: 2017-08-10 08:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Nie trzeba być fanem astronautyki, by książkę Bartka Sabeli przeczytać z przyjemnością. Ba, nie trzeba nawet interesować się historią tak odległego kraju, jakim jest Zambia, by chłonąć kolejne strony tej opowieści z wypiekami na twarzy.
REKLAMA
Bartek Sabela
Afronauci. Z Zambii na Księżyc
nasza ocena:
9/10
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Czarne
Okładka:
twarda
Liczba stron:
216
ISBN:
978-83-8049-460-2

Co jest w historii opowiedzianej przez Sabelę tak szczególnego? Przecież opowiada historię człowieka, którego nawet najbliżsi współpracownicy nie traktowali serio. Dlaczego właśnie ona zaciekawiła autora? Zacznijmy od początku.

Początek wyznacza chwila, w której Sabela po raz pierwszy zetknął się z tematem zambijskich astronautów. Uwagę autora przykuł bogato ilustrowany album, w którym znalazły się zdjęcia hiszpańskiej fotografki. Jak się później okazało, piękne zdjęcia, na których człowiek przypominający ubiorem kosmonautę przytula się do słonia, okazały się sprytną aranżacją. Reporterskie zacięcie Sabeli kazało mu odnaleźć prawdziwych bohaterów opowiedzianej na fotografiach historii. Wyruszył doupalnej Lusaki w poszukiwaniu śladów Edwarda Mukuki Nkoloso, twórcy Zambijskiej Akademii Kosmicznej i jego śmiałego planu podróży na Księżyc.

Drugim wątkiem intensywnie obecnym na kartach książki jest historia wypraw w kosmos. Narracja zambijska co chwila przeplata się ze wstawkami na temat międzynarodowego wyścigu, którego metą miał być Księżyc. W latach 50. i 60. XX wieku USA i ZSRR konkurowały między sobą o pierwszeństwo w locie w międzygalaktyczną przestrzeń. Sabela zarysowuje nie tylko skrót owej rywalizacji, przemycając w nim mniej znane fakty:

Miesiąc później na pokładzie Sputnika 2 w Kosmos w straceńczej misji wystartował niewielki kundel o imieniu Łajka. Zwierzę z nadmiaru emocji padło po siedmiu godzinach lotu (co ujawniono dopiero w 2002 roku), ale jego truchełko szybowało ponad Ziemią zgodnie z planem przez następne dziesięć dni.

Trzecim wątkiem jest historia bohatera, która szybko staje centrum narracji. Poszukiwania śladów życia i działalności Mukuki Nkoloso do łatwych nie należały. Na każdym kroku Sabela napotykał trudności – od niechęci do rozmów wśród osób, które znały Mukukę bezpośrednio, po specyficzną kulturę Zambijczyków, którzy cokolwiek beztrosko, bez poczucia czasu charakterystycznego dla Europejczyków stawiali się (lub nie) na umówione spotkania.

Dzięki determinacji autora, książkę prezentuje nam barwny wielogłos opowieści. Słyszymy w nim rodzinę, przyjaciół i współpracowników Nkoloso, których słowa układają się w jedną spójną historię. Historię o człowieku wielkiej wiary w ludzkie siły i możliwość spełnienia marzeń, którego bliskie otoczenie nie traktowało poważnie. Bo czy można lecieć na Księżyc... z Zambii i to w beczce po oleju!? Sam Nkoloso, mimo że wydaje się postacią nieco oderwaną od rzeczywistości, ma dużą samoświadomość:

REKLAMA
Ludzie twierdzą, że jestem szalony. Ale zobaczą. Jeśli człowiek może dostrzec gwiazdy swoimi oczami, to na pewno może też do nich dotrzeć. Pragnę stąd uciec. Zbyt wiele pokoleń umarło już na tej ziemi. Ja chcę spocząć tam – powiedział, ponownie celując włócznią w Księżyc.

I jak mu nie wierzyć?

Opowieść o Mukuce Nkoloso sprzężona jest z historią o wyzwoleniu się Zambii spod kolonizatorskiego ucisku. Obie narracje mają ze sobą zdumiewająco wiele wspólnego. Nkoloso to marzyciel. Ale nie marzyciel, który buja w obłokach w oderwaniu od rzeczywistego świata. Oceńmy go przez pryzmat wiary tak silnej, że zdolnej do urzeczywistniania marzeń. Czytając tak niedorzeczną historię łatwo o spojrzenie krytyczne, czy wręcz prześmiewcze. To jednak postawa, do której Sabeli bardzo daleko.

Książka jest wreszcie obrazem sprzeciwu wobec podziałów rasowych. Zambia, wyzwolona spod kolonizatorskiego ucisku, ciągle mierzy się z pogardliwym stosunkiem białych wobec czarnych. Dychotomiczny podział, który raz po raz wybrzmiewa ze stron książki, jest zakorzeniony bardzo głęboko. Opozycja biali-czarni widoczna jest nie tylko w opowieści o historii politycznej Zambii, ale także w ogromnym pragnieniu Nkoloso i jego uczniów, by to Afrykanin jako pierwszy stanął na Księżycu, udowadniając tym samym, że w wyścigu, w którym nauka dochodzi do głosu, wszyscy są równi.

Trudno podsumować ten reportaż trafniej, niż zrobił to sam autor:

Niemniej czasami historia ta wydaje mi się dość zwykła, nawet banalna, innymi razy aż mnie ściska, gdy o niej myślę. Jest coś wzruszającego w tej naiwnej, prostej wierze w wielkie rzeczy, nieograniczonej okolicznościami, trudnościami, nie biorącej pod uwagę możliwości technicznych i finansowych. Marzenie samo w sobie, czyste, wykrystalizowane, leżące bardzo blisko szaleństwa.

Reportaż Sabeli okazuje się wielką metaforą, której wszystkich znaczeń nie pomieści nawet obszerna recenzja. Tym bardziej warto sięgnąć do książki!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Iwona Łoza
Absolwentka filologii polskiej oraz kulturoznawstwa i wiedzy o mediach na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Jej zainteresowania krążą wokół rynku wydawniczego, edytorstwa, historii mediów i pisma, marketingu internetowego, social media oraz mistycznej krainy wiecznego śniegu – Tybetu. Najchętniej czyta nową literaturę polską, przewodniki turystyczne, książki Marqueza, Nabokova, Vargasa Llosy oraz ciekawe reportaże. Wolny czas spędza na trekkingu w Tatrach.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone