Brexit w 140 znakach

opublikowano: 2017-06-24 09:19
wolna licencja
poleć artykuł:
Brexit zaskoczył chyba wszystkich. Kiedy trzy lata temu cały świat śledził przebieg referendum niepodległościowego w Szkocji nikt wówczas nie myślał, że już dwa lata później na Wyspach doczekamy się kolejnego. Tym razem Brytyjczycy zdecydowali się na rozwód. I to z Europą. Co na ten temat „ćwierkają”? Jaki wpływ na wynik głosowania miał Twitter? I Czy media społecznościowe przejmują władzę nad światem?
REKLAMA

Brexit, historycy i... Twitter

Obecnie historycy coraz częściej sięgają do źródeł pochodzących z Internetu. Nie jest to jednakże niczym dziwnym, gdy co trzeci mieszkaniec globu ma konto na Facebooku, a co siódmy na YouTubie i Twitterze. Ilość informacji na nich zamieszczanych stanowi nie lada wyzwanie dla naukowców chcących badać tematy współczesne lub te całkiem niedawne. Dlaczego jednak warto przyjrzeć się akurat mediom społecznościowym? Jaki może z nich być pożytek dla historyków?

W ostatnich latach byliśmy świadkami dwóch ważnych wydarzeń na Wyspach Brytyjskich. Referenda z 2014 oraz z 2016 roku pokazały, jak olbrzymi wpływ mogą mieć media społecznościowe na przebieg wydarzeń historycznych. Oba były procesami, które poruszyły społeczeństwa do aktywnego udziału w dyskusji publicznej, która przebiegała w sieci. Właśnie te źródła cyfrowe mogą być niesamowicie interesujące dla badaniach historycznych. Ale dlaczego historycy mieliby czytać… Twittera? Po pierwsze, nowy rodzaj źródeł daje nowe perspektywy badawcze, np. możliwość obserwacji pojawienia się nowych zjawisk społecznych. Po drugie, możemy prześledzić jak za pomocą nowych środków komunikacji wielkie podmioty (polityczne, społeczne itd.) wpłynęły na losy całych krajów oraz jak zwykli obywatele współtworzyli historię.

Siedziba Twittera w San Francisco (fot. Troy Holden/Christinatt, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Brytyjskie referendum w sprawie członkostwa Zjednoczonego Królestwa w strukturach unijnych odbyło się 23 czerwca 2016 roku. Samo wydarzenie poprzedziła prawie niespełna roczna kampania referendalna, w której dwaj główni gracze ścierali się również na portalu Twitter. Jak to zwykle w historii bywa, rzeczą trudną do ustalenia jest kwestia ram chronologicznych. Niektórzy upatrywać by mogli początków Brexitu w latach wcześniejszych, kiedy to padały pierwsze propozycje referendum. Jednakże dopiero rozpoczęcie procesu legislacyjnego i zwieńczenie kampanii referendalnej stało się osią, wokół której narastało zainteresowanie i… twittowanie.

Gambit Camerona

Pierwszy z tweetów rozpoczynających niniejszą opowieść został napisany przez ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii, Davida Camerona, 9 czerwca 2015 roku. Premier zapowiedział w nim głosowanie w Izbie Gmin wniosku ws. referendum dotyczącego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. O przebiegu samego głosowania informowała również Izba Gmin…na Twitterze. Dalsza część procesu legislacyjnego przebiegła przez Izbę Lordów a skończyła się na Królewskiej Kontrasygnacie w grudniu tego samego roku.

REKLAMA

Co prawda proces legislacyjny trwał od czerwca do grudnia, to jednak sama data referendum została przedstawiona przez Camerona dopiero w lutym 2016 roku. Oficjalnie oświadczenie zostało wydane przed gabinetem premiera na Downing Street 10 a jego nagranie udostępnione na Facebook’u skąd dalej zostało podlinkowane na Twitterze. Co ciekawe – wtedy po raz pierwszy na profilu premiera użyto hashtagu #EUref. Był to jeden z dwóch najpopularniejszych hashtagów w kampanii (obok #Brexit). Jeszcze przed zakończeniem procesu legislacyjnego – bo już w październiku – wystartowały dwie oficjalne kampanie referendalne – Remain #strongerin (za pozostaniem w Unii) oraz Leave #VoteLeave (za opuszczeniem).

Pierwsza z nich, Leave, powstała ledwo cztery dni wcześniej od konkurentki, czyli odpowiednio 8 i 12 października 2015 roku. Trzeci, mniejszy gracz, aczkolwiek mający istotne znaczenie, był związany ze środowiskiem brytyjskiej partii UKIP, której przewodniczył wówczas Nigel Farage. Istotę wpływu Leave.eu zauważył dziennik „Observer” w obszernym artykule wydanym 7 maja 2017 roku. Dziennikarze zwracają w nim uwagę na powiązania pomiędzy różnymi środowiskami lobbystycznymi a organizacjami orędującymi za opuszczeniem Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię. Z wyjątkiem właśnie tej trzeciej organizacji, dwaj głównie rywale nie zaprzestali swojej działalności po zakończonym referendum przekształcając się w nowe podmioty kontynuujące pracę tym razem już na rzecz charakteru Brexitu – twardego lub miękkiego.

REKLAMA

Polecamy e-booka Michała Gadzińskiego pt. „Perły imperium brytyjskiego”:

Michał Gadziński
„Perły imperium brytyjskiego”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
98
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-11-2

Walka na tweety

Analitycy już w trakcie trwania kampanii na portalu Twitter zwracali uwagę na podobieństwa w prowadzeniu obu kont z kampaniami prezydenckimi Baracka Obamy z 2008 i 2012 roku. Wykorzystując model, który przyniósł zwycięstwo byłemu już prezydentowi Stanów Zjednoczonych, Leave oraz Remain ścierały się w gorących kwestiach podczas internetowych debat. Tu jednakże przewagę, i to zdecydowaną, mieli zwolennicy Brexitu. Nie tylko ilość tweetów związana z kampanią Leave była prawie pięciokrotnie większa od Remain, ale sama liczba użytkowników przedstawiała się w proporcjach 7 do 1. Imponujące wrażenie robi również zestawienie używanych hashtagów. Ponad 90% z nich było związanych ze zwolennikami opuszczenia Unii.

Kampania zachęcają do głosowania za wyjściem z Unii (fot. Bob Harvey, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic).

Mimo, iż obie strony używały tych samych sprawdzonych modeli działań, tylko jedna z nich osiągnęła miażdżący wynik w przestrzeni Internetu. Obie kampanie otrzymały olbrzymie, bo przekraczające aż pół miliona funtów szterlingów, dofinansowanie od rządu. Wykorzystane między innymi do prowadzenia kampanii online, motywacji mas społecznych, przyniosły jednakże…bardzo niewielką różnicę w wyniku. Rzecz podobnie miała się z notowaniami w trakcie kampanii, gdzie wyniki nieznacznie odbiegały od siebie. Dokładniejsze badania źródeł wskazują jednakże na interesujący element ostatnich godzin przed jak i w dniu głosowania. Miała wówczas miejsce zmasowana ofensywa w mediach społecznościowych ze strony Brexitowców, którzy, co można było zaobserwować w sondażach, w ostatniej chwili przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę…za pomocą mediów społecznościowych. Możliwość bezpośredniego dotarcia do wyborcy, zwłaszcza tego niezdecydowanego, daje wiele korzyści. Jest to istotne zwłaszcza, iż Twitter pomija zupełnie media głównego-starego nurtu i, parafrazując popularne w Internecie powiedzonko, „Tweetuje jak jest”.

Kampania referendalna pokazała jeszcze jedną rzecz. W mediach społecznościowych Dawid może z sukcesem stoczyć walkę z Goliatem. Za kampanią na rzecz pozostania UK w Unii stał rząd Davida Camerona, spore grupy laburzystów oraz medialnych establishment. UKIP ze skromnym zapleczem politycznym oraz grupy aktywistów pozbawione go zupełnie, od zera stworzyły sprawnie funkcjonujące w mediach społecznościowych podmioty. Demokratyczność, jaką daje chociażby Twitter, sprawia, że nie trzeba już dziś mieć profesjonalnego sprzętu, ekipy fachowców od PR-u czy dostępu do telewizji.

REKLAMA
Kampania zachęcają do głosowania za pozostaniem w Unii (fot. Mtaylor848, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International).

Ale po co ten Twitter?

Dzięki Twitterowi możemy także prześledzić strukturę wieku osób zaangażowanych w działania referendalne (w tym przypadku, co może wydawać się oczywiste, dominowali ludzie młodzi), płeć (stereotypowo, jednakże zbieżne z rzeczywistością – w dyskusji politycznej dominowali panowie), a także narodowość wraz z preferencjami poszczególnych grup (w przypadku Szkocji, co miało swoje przełożenie w głosowaniu, dominowali zwolennicy Remain).

Twitter także obrazuje nastawienie społeczeństwa wobec samej kampanii. Z biegiem czasu dało się zauważyć (podobnie miało to miejsce w trakcie Szkockiego Referendum Niepodległościowego), że poziom debaty przybierał cechy silnie negatywnych emocji. W ciągu ostatniego pół roku kampanii liczba tweetów związana z krytykowaniem, nieraz bardzo agresywnym, przeciwników wzrosła o nawet 30%! I w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Okazuje się, że kulturalne i spokojne debaty na poziomie przyciągały o wiele mniejsza uwagę niż te, które były punktami zapalnymi. Może bliskość, którą dają media społecznościowe, stanowi szansę na wykorzystanie ludzkich emocji w celu politycznym? W przypadku brytyjskiego referendum z pewnością mieliśmy z tym do czynienia.

Rozdział głosów w referendum: zielony Remain , niebieski Leave (aut. Mirrorme22, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Zatem jakie tematy tak absorbowały użytkowników Twittera? Tu pojawia się linia podziału między kampaniami. Zwolennicy Brexitu Leave.eu tweetowali wokół trzech głównych spraw: szeroko pojętej polityki, krytyki Unii jako instytucji oraz spraw gospodarczych. Ich koledzy z oficjalnej kampanii przyjęli zupełnie inne założenie. W kampanii mniej skupili się na problemach związanych z procesem ewentualnego opuszczenia Unii, bardziej akcentując swoją własną kampanię oraz działania aniżeli szukając tematów zaczepnych. Tweety Remain pozostawały w sferze gospodarki i biznesu związanej z sprawami wewnątrz krajowymi. Na początku czerwca 2016 roku zwolennicy pozostania Wielkiej Brytanii w Unii próbowali swoimi argumentami zwrócić uwagę na potencjalne konsekwencje opuszczenia Unii w stosunku do kondycji gospodarczej Zjednoczonego Królestwa. Na tydzień przed referendum obserwujemy gwałtowny (ponad 20%) wzrost tweetów nt. kampanii opozycyjnych. Wszystkie organizacje zastosowały dobrze znaną taktykę – najlepszą obroną jest atak.

To oczywiście nie wszystkie wnioski jakie płyną z analizy źródeł cyfrowych z Twittera w trakcie kampanii referendalnej. Tweety wielu polityków mogą stać się w przyszłości częścią ich biografii, a z pewnością zostały wzięte pod uwagę przez wyborców w ostatnich wyborach do Izby Gmin. Posłowie Partii Konserwatywnej stracili głosy przez swoje zaangażowanie w kampanię na rzecz pozostania w Unii. Lekcja, którą daje nam ta historia jest zarówno gorzka jak i słodka. Z jednej strony Dawid może walczyć z Goliatem na równych prawach, z drugiej zaś…sprytny Goliat może za pomocą Twittera dowolnie manipulować Dawidem, co chociażby zarzucał kampanii „Observer”. Bez wątpienia jednak mamy od kilku ostatnich lat do czynienia z nowym ważnym zjawiskiem, dzięki któremu historia nabiera zupełnie innego oblicza niż dotychczas.

Bibliografia:

Polecamy e-booka Michała Gadzińskiego pt. „Perły imperium brytyjskiego”:

Michał Gadziński
„Perły imperium brytyjskiego”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
98
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-11-2
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Adrian Trzoss
Student ostatniego roku na Wydziale Historycznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Naukowo interesuje się wpływem nowych technologii na badania historyczne. Na co dzień pasjonat wszystkiego, co związane z historią i dobrych powieści. Umiarkowany fan sportu i miłośnik dobrej kuchni.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone