Dariusz Rosiak – „Wielka odmowa. Agent, filozof, antykomunista” – recenzja i ocena

opublikowano: 2014-06-16 09:03
wolna licencja
poleć artykuł:
Nakładem wydawnictwa Czarne, w znakomitej serii reportażu, ukazała się książka Dariusza Rosiaka „Wielka odmowa”. Jest to opowieść o Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i o trzech osobach, które na różnych etapach życia ta uczelnia połączyła. Ale to również książka o postawach obywateli wobec władzy w PRL-u oraz konsekwencjach tych postaw.
REKLAMA
Dariusz Rosiak
Wielka odmowa. Agent, filozof i antykomunista
nasza ocena:
6/10
Wydawca:
Czarne
Rok wydania:
2014
Okładka:
twarda
Liczba stron:
247
ISBN:
978-83-7536-765-2

Podjęcie wysiłku, by pochylić się nad biografiami kilku osób, reprezentantów różnych pokoleń, przedstawicieli różnych środowisk, których losy w pewnym momencie się przecinają, jest zadaniem tyle ambitnym, co niebezpiecznym. Łatwo bowiem wpaść w pułapkę uproszczeń, które wynikają z przeciwstawiania sobie życiorysów. Otrzymujemy wówczas skontrastowany obraz świata dobrych i złych bohaterów, idealistów, realistów i… czarnych charakterów, a przecież najciekawsi są ci, których wybory nie zawsze były jednoznaczne, a ścieżki ich losów – zawikłane.

Autor sięgnął po temat niezwykle interesujący, a co najważniejsze praktycznie zupełnie nieopracowany, jakim jest historia Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w czasach PRL-u. W świadomości historycznej społeczeństwa KUL jawi się jako jedna z niewielu wysepek niezależności w komunistycznej Polsce, gdzie nauka wolna była od ideologicznych nacisków, gdzie nie obowiązywały marksistowskie modele myślenia. Większość Polaków pamięta, że jest to uniwersytet, na którym profesorem był Karol Wojtyła i że to senat tej uczelni przyznał w 1981 roku Czesławowi Miłoszowi tytuł doktora honoris causa. Po wydarzeniach marcowych w 1968 roku wielu relegowanych z państwowych uczelni studentów mogło kontynuować tu studia i to właśnie na tym uniwersytecie seminarium poświęcone II wojnie światowej prowadził Władysław Bartoszewski. Wszystkie te chlubne fakty przyczyniły się do stworzenia mitu czekającego wciąż na badacza, który się z nim zmierzy. Książka Rosiaka nie jest taką próbą, ale jest udanym zwróceniem uwagi na bardzo ciekawy obszar badań, gdyż w istotnym stopniu obrazuje, jak kształtowała się legenda KUL-u, „uniwersytetu niezależnego”. Gdzieś między linijkami (nigdy wprost) dostrzegamy jednak – trudno odnieść wrażenie, że wbrew intencjom autora – że ta niezależność była mocno ograniczona na różnych płaszczyznach.

Reportaż Dariusza Rosiaka ma trzech bohaterów. Pierwszym jest Janusz Krupski, historyk, działacz opozycji antykomunistycznej, w wolnej Polsce m.in. wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej (2000–2006) i Kierownik Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych (2006–2010). Autor sportretował Krupskiego w oparciu o wspomnienia jego najbliższych i przyjaciół, m.in. jego żony Joanny, Bogdana Borusewicza, Macieja Sobieraja, Piotra Jeglińskiego i innych. Drugim i ostatnim ważnym wymienionym w książce źródłem informacji o nim jest autobiograficzny wywiad udzielony przez Krupskiego. Siłą rzeczy, czytelnik nie powinien być zaskoczony, że jego obraz przedstawiony na kartach „Wielkiej odmowy” jest przesłodzony. Abstrahując od tego, jak wybitny był to działacz, jak szlachetnym był człowiekiem – nie idzie przecież o to, by w to wątpić! – tak przedstawiony bohater staje się wyłącznie pomnikiem, bohaterem własnej legendy. Jeśli, jak czytamy, pamięć jest w tej opowieści najważniejsza, to styl opisania życia wielkiego opozycjonisty nie służy pamiętaniu. Czytelnik jest wepchnięty w koleiny pamięci tych, którzy o Januszu Krupskim nie potrafią myśleć inaczej niż Janusz Bazydło:

REKLAMA
Zawsze uważałem, że z nas wszystkich to Janusz był najbliżej Ewangelii. Janusz był świętym człowiekiem, mnie potrzebny jest taki święty jak on (s. 196).

Warto jednak podkreślić, że powyższe uwagi nie wynikają z potrzeby popsucia nastroju tych, którzy postrzegają Krupskiego jak autor cytowanej powyżej wypowiedzi. Wręcz przeciwnie, Krupski był, jest i będzie bohaterem polskich patriotów, kimś, kogo w przyszłości będziemy mogli stawiać za wzór obywatela. Jednak, by móc kogoś naśladować, trzeba go najpierw dobrze poznać, zrozumieć.

Hagiograficznemu obrazowi życia i dzieła Janusza Krupskiego przeciwstawione są losy Mieczysława Krąpca, filozofa, profesora i wieloletniego rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, dominikanina. Gdy Krupski był studentem, Krapiec kierował uczelnią. Biografia Krąpca wydaje się być tak naprawdę tematem numer jeden tej książki. Koncepcja zestawienia trzech życiorysów broni się oczywiście, jednak to losy Krąpca były tematem, które bez wątpienia stanowił główną atrakcję dla łowców postaw Polaków wobec systemu komunistycznego. Książka ujawnia bowiem sensacyjną wieść, że były rektor KUL-u był przez wiele lat tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Jednych ta informacja oburza, inni przyjmują ją ze zrozumieniem, biorąc pod uwagę warunki, w jakich niepaństwowa uczelnia funkcjonowała. W każdym razie z samej sensacji niewiele wynika. Z książki dowiadujemy się, że Krąpiec kontaktował się z generałem Konradem Straszewskim, dyrektorem IV Departamentu MSW, a więc kluczowej placówki z punktu widzenia relacji państwo–Kościół w PRL. Generał Straszewski wciąż żyje, jednak nie zamierza dzielić się wspomnieniami.

REKLAMA

Pierwszym źródłem, które rzutują na agenturalną działalność Krąpca, są jego doniesienia. Ich wybór znajdziemy na kartach książki. Niektóre robią bardzo nieprzyjemne wrażenie, zwłaszcza te dotyczące spraw głęboko osobistych, życia prywatnego osób trzecich. Zapewne u większości czytelników wywoła to pewien zrozumiały niesmak czy wręcz zażenowanie. Problemem jest tu jednak niemal zupełny brak pogłębionej refleksji nad wartością tych doniesień. Brakuje próby odpowiedzi na pytanie, jak cenne dla bezpieki były informacje przekazywane przez „Józefa”, do jakich spraw były wykorzystywane. Nie chodzi o fachową analizę – mamy przecież do czynienia z reportażem, a nie pracą naukową – ale o pewną próbę, którą bez większych trudności można podjąć, sięgając po opinie badaczy (dzieje kościoła w PRL to problematyka, wokół której zgromadziło się już wielu historyków) i publikacje z tego zakresu. Trudno na podstawie „Wielkiej odmowy” rozstrzygnąć, czy takie zagłębienie się w ten materiał postawiłoby Krąpca w nieco lepszym świetle, czy też totalnie pogrążyło. Walorem tej opowieści jest sięgnięcie przez autorów do pamięci ludzi, którzy zetknęli się z nim na bardzo różnych płaszczyznach i nie są w swoich ocenach jednoznaczni. Swoją pamięcią o Krąpcu dzieli się m.in. Andrzej Werblan partyjny dygnitarz, ale i krajan Krąpca, niemal jego rówieśnik; ks. Andrzej Szostek, profesor i były rektor KUL-u, etyk; jego uczniowie: Elżbieta Wolicka-Wolszleger i ks. Andrzej Wawrzyniak; jego krewny, Zbigniew Zaleski oraz dominikanie z lubelskiego klasztoru: ojciec Ludwik Wiśniewski i ojciec Tomasz Dostatni.

REKLAMA

Przeczytaj też:

W czasie, gdy Krapiec był rektorem KUL-u, prorektorem ściśle z nim współpracującym był Stefan Sawicki. Dużym zaskoczeniem było dla mnie, że jego nazwisko przytoczone jest w tej książce jeden jedyny raz. Z książki nie dowiadujemy się, czy autor podjął próbę kontaktu z byłym prorektorem, choć jego pamięć wydaje się szalenie istotna, jeżeli chcemy zrozumieć przynajmniej niektóre intencje, które kierowały Krapcem jako rektorem. Co ciekawe – dla odmiany! – w tym wypadku Dariusz Rosiak nie przytacza (nie wiem dlaczego ich nie uzyskał) wspomnień tych naukowców z KUL-u, którzy z Krąpcem przez ostatnich dwadzieścia lat najwięcej współpracowali: s. Zofii Zdybickiej, ks. Andrzeja Maryniarczyka, Piotra Jaroszyńskiego. To jest grono, które chyba do dziś uważa go za jeden z największych autorytetów, kogoś zasługującego na najwyższy szacunek, postać świetlaną i kryształową. Krapiec cieszył się też estymą w świecie nauki w całej Polsce. Otwarte pozostaje pytanie, które wydaje się ciekawe: jak postrzegany był dorobek profesora-dominikanina przed przedstawicieli głównych nurtów filozofii w PRL. Jedną z takich postaci był Adam Schaff, który w czasach Krąpca gościł na KUL-u. Zdaje się, że pracę magisterską pod kierunkiem Mieczysława Krąpca napisał Jan Hartman. Mimo to obraz stworzony w oparciu o relacje i tak jest już bardziej złożony, a przez to stanowi interesującą, barwną lekturę.

REKLAMA

Trzecia postać, która w książce zajmuje z dwoma wymienionymi już bohaterami równorzędne miejsce, to Edward Kotowski, historyk sztuki, agent wywiadu PRL, funkcjonariusz SB. Jednym z obszarów, których rozpracowaniem się zajmował, było środowisko Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, najistotniejszym zaś – środowisko polskiego duchowieństwa w Watykanie po wyborze Wojtyły na papieża. Z tej trójki bohaterów postać Kotowskiego jest najbardziej tajemnicza, przedstawiona jest także w sposób odmienny od pozostałych. Jest to w istocie autoprezentacja. W książce znajdziemy obszerne fragmenty korespondencji między autorem a Kotowskim. Przedstawia w nich historię swojego życia. Nie mając żadnych innych punktów odniesienia do tej historii, bo autor w żaden sposób nie weryfikuje jej w omawianej książce, możemy mu albo ufać albo nie. Niestety – bądź na szczęście – opowieść Kotowskiego nie wnosi nic oryginalnego do historii drugiego bohatera reportażu Mieczysława Krąpca, choć można się było spodziewać, że tak właśnie będzie. Jego interpretacje własnych wyborów i działań w mojej ocenie pozostają naiwne czy wręcz niewiarygodne. Oto jak wspomina swoją działalność:

Dla mnie stosunki państwo–Kościół w PRL od początku były wynaturzeniem. Jakieś koncesje, ograniczenia, zezwolenia narzucane przez państwo… Tłumaczyłem to tym bonzom na górze w sposób tak prosty, jasny i logiczny, że musieli to przyjąć. Zwłaszcza kiedy najważniejszym decydentem stał się generał Wojciech Jaruzelski. On zrozumiał, że walcząc z Kościołem, państwo przeciwstawi sobie społeczeństwo. I wiedział, że to nikomu niepotrzebne (s. 204).
Wspierałem Kościół, mam na to świadków i dowody. Jeśli są tacy, co pękną ze śmiechu, to będzie to tylko dowód na ich głupotę (s. 194).

Obszerne autobiograficzne wyznania Kotowskiego zawarte w książce „Wielka odmowa” są ciekawe, ale o ich szczerości czytelnik musi rozstrzygnąć na własną rękę. Mają jednak pewną wartość, gdyż rzutują na relacje panujące w samym wywiadzie PRL.

REKLAMA

Podsumowując powyższe rozważania, Dariuszowi Rosiakowi brakuje nieraz wnikliwości i krytycyzmu. Czytelnik ma prawo poczuć pewien niedosyt, gdyż książka stawia więcej znaków zapytania niż daje odpowiedzi. Ten brak dostatecznej mobilizacji, by przejrzeć swoich bohaterów i ich środowiska na wskroś, widać czasem w banalnych sytuacjach, pozornie niewiele znaczących. Przykładowo, należałoby pewnie wiedzieć (i opatrzyć nazwisko krótkim przypisem biograficznym), że „Gienek Nebelski”, którego wspomina Bogdan Borusewicz (zob. s. 61), to w istocie Eugeniusz Niebelski, obecnie profesor KUL-u, znany badacz wieku XIX.

Wiosną 2012 roku na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim obchodzono urodziny Władysława Bartoszewskiego. Wśród osób, które zabierały wtedy głos, wielu poznajemy bliżej w książce Dariusza Rosiaka. To uczniowie Jerzego Kłoczowskiego, Władysława Bartoszewskiego, grono osób związanych z antykomunistyczną opozycją, przyjaciele Janusza Krupskiego, którzy spotkali się na KUL-u, gdy kierował nią o. Mieczysław Krąpiec. Wtedy, w 2012 roku, żaden z nich nie mógł już pojawić się na auli muzykologii w Collegium Jana Pawła II, którego budowę rozpoczęto za kadencji rektora Krąpca i z jego inicjatywy. Po uroczystej sesji urodzinowej część uczestników przeszła do Gmachu Głównego uczelni, gdzie sali wykładowej nr 109 nadano imię Janusza Krupskiego. W ten sposób uczelnia uczciła pamięć i zasługi swojego studenta. Te kilka chwil, w ciągu których zebrani pod drzwiami odmówili krótką modlitwę w intencji Krupskiego i wymienili kilka poświęconych mu myśli, zapamiętałem jako bardziej wzniosłe niż huczne uroczystości z okazji nadania doktoratów honoris causa przez senat KUL-u. Przemówiły w nich rzadko spotykane w takich miejscach autentyczność i szczerość. Wspominam o tym dlatego, iż mam nieodparte wrażenie, że mocno rzutują na fakt doniosłości tematu, który podjął na kartach swojej książki Dariusz Rosiak. I mimo wielu krytycznych uwag, którymi częściowo się podzieliłem, wydaje mi się, że jest to książka mówiąca wiele o ludziach, o których warto pamiętać, i o miejscu, o którym warto wiedzieć więcej niż tylko tyle, że było.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Tomasz Siewierski
Historyk, doktor nauk humanistycznych. Zajmuje się historią historiografii i historią kultury XIX-XX w. oraz metodologią historii. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Przeglądzie Humanistycznym”, „Rocznikach Humanistycznych” i „Roczniku Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone