Kisiel – niepokorny na każde czasy

opublikowano: 2015-07-02 15:30
wolna licencja
poleć artykuł:
O Stefanie Kisielewskim napisano już wiele. Jedni widzieli w nim wiecznego opozycjonistę, inni woleli zachwycać się jego bon motami.
REKLAMA

Stefana Kisielewskiego nie da się zaszufladkować. Naprawdę, próbowałem. Chociaż był to człowiek o wyrazistych poglądach, przez wszystkie lata PRL kategorycznie opozycyjny wobec państwowego realnego socjalizmu, nie można o nim powiedzieć że był antykomunistą. Ściślej – można, ale to po prostu byłoby zbyt mało. Można przecież też powiedzieć, że był kompozytorem i publicystą muzycznym. Ale czy to wystarczy? No więc, może by tak uznać go po prostu za niepokornego dziennikarza? Nieee… to wszystko wydaje się zbyt niewystarczające, nie dość pojemne. Kisiel to nie tylko poglądy polityczne, to sposób myślenia, to sposób bycia. Ech, kim w takim razie był Stefan Kisielewski? Parafrazując sławetne słowa Leszka Kołakowskiego – „Kisielewski to naprawdę dobra rzecz”. To inspiracja, o prawdziwie niegasnącej mocy.

Aż trudno uwierzyć ile ten człowiek pomieścił w jednym życiu. Spróbujmy przywołać garść faktów, które oddadzą choć część tego, co udało mu się zrobić. Przed wojną pisywał w „Buncie Młodych” i „Polityce”. Dużo podróżował. Związał się z radiem – wydawało się że na wieki - ale trwały one raptem cztery miesice, bo wybuchła wojna. Do radia miał jeszcze zresztą wracać. Pierwszy raz w czasie powstania warszawskiego. Gdy po latach spotkał w Londynie generała AK Tadeusza Pełczyńskiego „Grzegorza”, robił mu gorzkie wyrzuty – domagając się odszkodowania za utracony kompozytorski dorobek i rodzinny majątek. Tak czy inaczej, w 1945 r. Warszawy de facto nie było – Kisielewski przeniósł się więc do Krakowa. Zaangażował się w działalność dwóch pism: „Ruchu Muzycznego” i „Tygodnika Powszechnego”. Z tym drugim jego nazwisko miało się związać na dobre i złe.

Muzyka w jego życiu była obecna zawsze, ale stopniowo przechodziła na drugi plan. Pracował przez pewien czas jako wykładowca, a po wyrzuceniu z Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej – udzielał prywatnych lekcji. W połowie lat 50. Na fali odwilży powrócił do radia (aby po chwili z hukiem stamtąd wylecieć), działał też w Związku Kompozytorów, a w latach 70. w ZAIKSie. Ale prawdziwym żywiołem Kisielewskiego stało się co innego. Polityka.

A ściślej te jej wymiary, które były możliwe w totalitarnym, a potem posttotalitarnym państwie. W stalinizmie jedynym miejscem, gdzie nie trzeba było bić pokłonów dla komunizmu bywał „Tygodnik Powszechny”. Tam znalazł się Kisiel. Tyleż ze względu na własną wiarę i światopogląd, co i ze względów pragmatycznych. Po 1956 r. przestrzenie wolności poszerzyły się. Poszukujący legitymizacji komuniści wpadli na pomysł, by do Sejmu doprosić grupę „katolików świeckich”. Ten listek figowy, świadczący o tym, że komunistyczne władze pragną wzmocnić swoją pozycję wśród Polaków stał się trwałym elementem systemu, ale Kisielewski przestał się w nim mieścić. Gdy w 1964 r. podpisując List 34 zaprotestował przeciwko kagańcowi nakładanemu na kulturę polską – okazał się już zbyt niezależny, zbyt inny jak na warunki gomułkowskiego socjalizmu. W trzy lata później stał się jednym z bohaterów Marca 1968 tworząc słynną zbitkę „dyktatura ciemniaków” – znakomicie oddającą nastawienie kierownictwa PZPR wobec twórców kultury.

REKLAMA

Tekst inspirowany lekturą książki:

Mariusz Urbanem
„Kisielewscy. Jan August, Zygmunt, Stefan i Wacek”
cena:
39,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
320
Format:
235 x 150
ISBN:
978-83-244-0403-2

Czy oznacza to, że Kisielewski był wówczas człowiekiem opozycji? I tak, i nie. Tak, bo bez wątpienia należał do ludzi niepokornych, mieszczących się na granicy tego co akceptowane w systemie komunistycznym. Po 1968 r. zamilkł na trzy lata – władze zakazały publikacji jego tekstów. Z drugiej jednak strony, Kisielewski znany był choćby z tego, że chadzał na spacery z Zenonem Kliszką – nieformalnym „człowiekiem numer 2” w Polsce lat 60. Kto słyszał, żeby myśliwy spacerował ze zwierzyną? A jednak. Spacery te i prowadzone w ich trakcie długie rozmowy stały się zresztą przyczyną niemałego skandalu.

W 1967 r. paryska „Kultura” – kierowana przez Jerzego Giedroycia – opublikowała książkę „Widziane z góry”. Opisywała ona losy wysokiego dygnitarza państwowego, zmagającego się z surrealistyczną rzeczywistością centrum władzy z epoki realnego socjalizmu. Jej autorem był nieznany nikomu bliżej Tomasz Staliński – pod tym pseudonimem ukrył się Kisielewski. „Tomasz” – to pseudonim konspiracyjny Bolesława Bieruta, „Staliński” – nawiązywał z kolei do przywódcy sowieckiego. Nietrudno też zgadnąć, że losy bohatera jego książki były w znacznej mierze wzorowane na autentycznych przeżyciach Zenona Kliszki. W ten sposób powieść z kluczem doprowadziła rządzącego peerelem Władysława Gomułkę do furii…

Kisielewski bywał więc przewrotny. Kluczową wartość ma jednak to, co było u niego stałe. Otóż był on najbardziej konsekwentnym piewcą wolności, jakiego zrodziła polska publicystyka w XX wieku. To w tym kryje się jego największa wartość. To on wskazywał, że „złe nie śpi, natomiast dobre zasypia bardzo często”. Obnażał fałsze – te małe i te duże. Ośmieszał pozorne zmiany polityki kulturalnej, formułował pytania i pozwalał swoim czytelnikom na nie odpowiadać. Gdyby bliżej na to spojrzeć, był autorem zupełnie unikalnym. Nie był prorokiem, ani terapeutą. Był raczej motywatorem, niespokojnym duchem. Był enzymem, który uwalniał myślenie. Pisał w oficjalnej prasie, w prasie emigracyjnej i w drugim obiegu wydawniczym. O swoich przeciwnikach zawsze mówił bez pogardy, ale nie uznawał kompromisów w sprawach zasadniczych. To w największym stopniu powodowało że był jedyny w swoim rodzaju. Nie wszyscy muszą Kisielewskiego lubić, ale na pewno zasługuje on na szacunek.

U schyłku komunizmu Kisielewski zaangażował się w tworzenie Unii Polityki Realnej – ugrupowania o obliczu konserwatywno–liberalnym, które później w specyficzny sposób rozsławił Janusz Korwin-Mikke. Coraz gorzej rozumiał się z przyjaciółmi z „Tygodnika Powszechnego”, którzy nie podzielali jego sceptycyzmu wobec polskich porządków rodzących się w 1989 r. Przed samą śmiercią Kisielewski ostro krytykował Adama Michnika i wielu innych dawnych współpracowników. Jednak sprowadzanie całej jego spuścizny do „antysystemowości” w dzisiejszym rozumieniu tego słowa byłoby zupełnym nieporozumieniem.

Konserwatywny liberalizm Kisiela to wytrwałe dążenie do samorealizacji w życzliwej współpracy z drugim człowiekiem. To świat, którego on nie wyobrażał sobie bez religii i bez Boga. To wzajemne zrozumienie dla własnych słabości, ale w jeszcze większym stopniu – wspólna praca, aby nie powielać dawnych błędów. Polska pełna Kisielewskich byłaby zapewne nie do zniesienia. Sami mądrale, z zamglonym wzrokiem, ciętymi piórami, sypiący jak z rękawa anegdotami na najprzeróżniejsze tematy? Nie, tego bym nie zniósł. Ale pragmatycy, wierzący w siebie, szanujący drugiego człowieka, doceniający własność i wartość pracy? To już brzmi całkiem nieźle. Dlatego niepokorny Kisiel jest inspiracją na każde czasy.

Tekst inspirowany lekturą książki:

Mariusz Urbanem
„Kisielewscy. Jan August, Zygmunt, Stefan i Wacek”
cena:
39,90 zł
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
320
Format:
235 x 150
ISBN:
978-83-244-0403-2
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Przeperski
(ur. 1986), doktor historii, pracownik Instytutu Historii Nauki PAN. Od stycznia 2012 do czerwca 2014 redaktor naczelny Histmaga. Specjalizuje się w dziejach Europy Środkowej w XX wieku, historii dziennikarstwa i badaniach nad transformacją ustrojową. Autor m.in. książek „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą” (2014) i „Nieznośny ciężar braterstwa. Konflikty polsko-czeskie w XX wieku” (2016). Laureat nagrody „Nowych Książek” dla najlepszej książki roku (2017), drugiej nagrody w VII edycji Konkursu im. Inki Brodzkiej-Wald na najlepsze prace doktorskie z dziedziny humanistyki (2019). Silas Palmer Research Fellow w Stanford University (2015), laureat Stypendium im. Krystyny Kersten (2015), stypendysta Funduszu Wyszehradzkiego w Open Society Archives w Budapeszcie (2019). Kontakt: [email protected]

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone