Konwent i popularyzacja historii – czy to możliwe?

opublikowano: 2014-08-20 11:07
wolna licencja
poleć artykuł:
Szkoła, książki, telewizja – to najbardziej oczywiste nośniki, poprzez które możliwa jest popularyzacja historii. Czy jednak można opowiadać o niej na... zlocie miłośników fantastyki?
REKLAMA

Zobacz też: Konwent Avangarda: przenieść się w piękniejszy świat

Od 7 do 10 sierpnia na Politechnice Warszawskiej odbywał się zlot wielbicieli fantastyki – konwent Avangarda. Jedną z najpopularniejszych tego typu imprez w Polsce po raz pierwszy zorganizowano w 2005 roku. Dni Nauki goszczą na zjeździe od niedawna – w tym roku odbyła się druga edycja tych spotkań. Na uczestników czekało ponad 50 godzin prelekcji o różnorodnej tematyce. Poruszały one wątki zarówno z zakresu nauk ścisłych, jak i historii czy literatury. Niektóre nawiązywały do zagadnień z działu fantastyki, większość jednak przedstawiało interesujące kwestie popularnonaukowe.

(fot. A. Woch)

Jakie przestępstwa występowały najczęściej w XIX-wiecznej Warszawie? Czym zajmowały się feministki w dwudziestoleciu międzywojennym? Jak można było przetrwać w popowstańczej Warszawie? Odpowiedzi na te i inne pytania udzielili prelegenci wykładów historycznych. Wszyscy zgodnie twierdzą, że popularyzacja nauki na takich wydarzeniach jest bardzo owocna. Ludzie przychodzą na konwent z własnej woli, wybierają wydarzenia i tematy, które ich interesują. Mogą też przez przypadek trafić na ciekawe spotkanie, które zmieni ich podejście do nauki, dzięki czemu zaczną poszerzać wiedzę o danych zjawiskach Uczestnicy nie wstydzą się zadawać pytań, tym samym otwierają się na wiedzę, są bardziej chłonni, co przynosi lepszy efekt. Na konwencie odbywają się liczne pokazy historyczne, w czasie których można zobaczyć, dotknąć rzeczy z dawnych czasów. W ten sposób człowiek uczy się dużo obiektywniej i efektywniej, niż np. patrząc na jakąś rycinę – mówi Falmariel – prelegentka z bloku tolkienowskiego.

Jednym z wielu wątków poruszonych na Dniach Nauki była kwestia warszawskich robinsonów. Wykład prowadzony przez Michała „Idrila” Studniarka cieszył się dużą frekwencją i wywołał żywe zainteresowanie słuchaczy, o czym świadczyły chociażby ich liczne pytania. Prelegent opowiadał o losach ok. 2000 osób ukrywających się w Warszawie po upadku Powstania Warszawskiego. Nazwano ich warszawskimi robinsonami, nawiązując tym samym do powieści Antoniego Słonimskiego „Dwa końce świata” i dziejów Robinsona Cruzoe z dzieła Daniela Defoe. Badacz omawiał historię samotnie ukrywających się ludzi, którzy mieli mniejsze szanse na przetrwanie w zburzonej stolicy, oraz tych skupiających się w grupach. Większość robinsonów stanowili żołnierze AK lub AL oddzieleni od swoich oddziałów i Żydzi bojących się demaskacji. Prelegent opowiadał o losach Władysława Szpilmana i Alojzego Muraszki, którzy jako jedni z niewielu w pojedynkę przeżyli swoją robinsonadę dzięki szczegółowemu planowaniu rozkładu dnia, a także m.in. o losach doktora Henryka Becka, który razem z innymi ludźmi przeżył w ruinach Warszawy. Szacuje się, że gehennę przetrwało ok. 450 osób.

REKLAMA
(fot. A. Woch)

Michał Studniarek pytany o wrażenia z konwentu mówi: Prelekcje popularnonaukowe są bardzo ciekawym i potrzebnym punktem Avangardy. Jest to miejsce, gdzie można się dowiedzieć wielu rzeczy. Swoją wiedzę mogą poszerzyć nie tylko uczestnicy, lecz także prelegenci, ponieważ często można natknąć się na interesującą dyskusję. Trzeba tylko dobrać odpowiednio ciekawy temat, aby słuchacze chcieli wziąć udział w wykładzie. Opowiadanie o historii musi być proste, przystępne, zrozumiałe, może to prowadzić do tego, że niekiedy trzeba dokonywać uproszczeń lub omijać kontrowersyjne kwestie. Trzeba także liczyć się z tym, że wywoła się dyskusję, ponieważ na konwentach są ludzie myślący, uważnie słuchający tego, co się mówi, dlatego należy opracować sposób prezentacji. Jeżeli wydarzenia popularyzujące naukę są dobrze zorganizowane, z głową, to wówczas bardzo dobrze spełniają one swoją rolę.

Nie mniejszym zainteresowaniem cieszył się wykład Anny „Delilah” Studniarek, która prezentowała temat przestępczości w XIX-wiecznej Warszawie. Prelegentka przedstawiła największe problemy tamtejszego społeczeństwa – oszustwa i fałszerstwa były wtedy na porządku dziennym, bezskutecznie walczono także z alkoholizmem i prostytucją. Nawet żebractwo stało się tak powszechne, że zastanawiano się, czy nie istnieją szkoły przygotowujące do „zawodu” żebraka. Słuchacze byli żywo zainteresowani tematem, licznie przybyli wdawali się w dyskusje. Jaki jest sposób na zaciekawienie uczestniczących w podobnych konwentach? Anna Studniarek twierdzi, że drogą do sukcesu jest prezentacja zagadnień w formie atrakcyjnej dla odbiorców: Nie jestem historykiem, więc prelekcje ogłaszam zazwyczaj o rzeczach, które mnie interesują. To jest bardzo specyficzny rodzaj prelekcji – nie wykład, tylko luźna pogadanka. Trzeba wiedzieć, co może zainteresować, należy także czasem zrezygnować z suchych faktów, a postawić na ciekawe opowieści. Każda metoda promowania nauki, historii jest dobra, jeżeli wychodzi się poza suche, mało interesujące fakty prezentowane w formie wykładu historii w szkole.

REKLAMA

Niestandardową formę opowiadania o historii przyjęli Łukasz Wrona i Daria Włodek, którzy, przebrani w mundury, przekazywali wiadomości o walkach w czasie I wojny światowej. Wykład „Kurs przetrwania w okopie” nie przewidywał jedynie prezentacji sposobów walki na froncie – prelegenci przedstawili bardziej ogólny obraz konfliktu. Obecni mogli m.in. zobaczyć, jak wyglądał prawdziwy mundur austro-węgierskiej armii. Dzięki licznym zdjęciom przywołującym klimat tamtej epoki dowiedzieli się także, czym odróżniało się umundurowanie innych armii. Niezwykle ciekawą kwestią okazała się także rola kobiet w tamtych wydarzeniach. Mimo że nie mogły one brać udziału w walkach, znajdowały sposoby, jak ten zakaz ominąć.

(fot. A. Woch)

Łukasz Wrona mówi, że konwent stał się pretekstem do przekazania wiedzy: Jest to świetna idea, żeby promować naukę w takich miejscach, gdzie przychodzi mnóstwo młodych ludzi z dużą dawką pozytywnej energii, chcą się czegoś dowiedzieć, podzielić wiedzą z innymi, niekoniecznie na tematy historyczno-naukowe, ale na tematy swojej pasji. Wplatanie wątków historycznych, tworzenie paneli poświęconych różnym wydarzeniom, grom historycznym czy zapraszanie grup rekonstrukcyjnych może działać podprogowo, jak reklama. Przemycanie tych wątków ma duże znaczenie dla poszerzania wiedzy na te tematy. Zgadza się z nim Daria Włodek: Są tu ludzie z różnych środowisk, którzy sami lubią się przebierać, myślę, że czują smykałkę do tego, o czym rozmawiamy. To, co pokazujemy, działo się naprawdę, mogą więc wyrobić sobie konkretne wyobrażenie o tych czasach.

REKLAMA

Niezwykle ciekawą kwestię poruszyła także dr Dobrochna Kałwa, która opowiadała o zapomnianej tradycji feministycznej, mianowicie o działalności kobiet w dwudziestoleciu międzywojennym. Prelegentka barwnie zarysowała kontekst tamtej epoki i przybliżyła mniej znane momenty działalności polskich feministek. Głównymi zagadnieniami zajmującymi ówczesne stowarzyszenia kobiece były problemy z alkoholizmem, prostytucją, a także kwestie edukacji. Prawo w Polsce, podobnie jak w większości krajów europejskich, broniło interesów mężczyzn, o czym świadczy chociażby prawo posłuszeństwa żony wobec męża uregulowane w kodeksie cywilnym czy automatyczne zwalnianie kobiet z pracy po ich zamążpójściu. Mimo niskiej frekwencji, wykład był jednym z ciekawszych historycznych wydarzeń w czasie konwentu.

Na tegorocznym konwencie pojawiły się także prelekcje wychodzące poza europejską tradycję i historię. Marek Jurko opowiadał o wojnie meksykańskiej trwającej w latach 1846-1848, podczas której Meksyk walczył z Amerykanami o swoje ziemie. Konflikt rozpoczął się po zgodzie USA na przyłączenie Teksasu, który był ówcześnie częścią Meksyku. Wykład był pełen anegdot, opowieści o dowodzących i cytatów, co wpłynęło na przystępność odbioru. Marek Jurko twierdzi, że sposób prezentacji bardzo wpływa na frekwencję: Nie zawsze udaje się zachęcić ludzi do przyjścia na prelekcję. Mogę się podzielić anegdotą z zeszłego roku – na Dniach Nauki prowadziłem spotkanie autorskie z pewnym pisarzem. Miał opowiadać o swojej monografii naukowej na temat husarii. Tytuł zamieszczony w opisie nie przyciągnął jednak słuchaczy, na wykład przybyłem ja, on i jego znajoma. Trzeba umieć przedstawić się już przed wykładem, w sposób popularnonaukowy, niemal na poziomie anegdot nawet przed samym wystąpieniem.

(fot. A. Woch)

Avangarda stała się przyczynkiem do poszerzania wiedzy, a Dni Nauki od samego początku cieszyły się niesłabnącym zainteresowaniem. Pokazywały nietuzinkowe spojrzenie na historię i inne dziedziny, co przyciągało licznych słuchaczy. Frekwencja i zaangażowanie uczestników świadczą o tym, że zagadnienia przekazywane w ten sposób mają większą siłę przebicia, dlatego popularyzacja nauki na podobnych wydarzeniach wydaje się bardzo potrzebna.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Agnieszka Woch
Studentka filologii polskiej i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, interesuję się wszelkiego rodzaju literaturą, historią XX wieku i językiem, a także filmem i teatrem. Redakcyjny mistrz boksu.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone