Leo Kessler - „Totenkopf” – recenzja i ocena

opublikowano: 2010-08-28 16:21
wolna licencja
poleć artykuł:
Gdyby ktoś poprosił mnie o scharakteryzowanie omawianej pracy w kilku słowach, na myśl przyszłyby mi te z piosenki popularnego rapera Eldo – „krew, pot, sperma i łzy”. W piosence jednak słowa te są środkiem artystycznego wyrazu, przyjmują poetycką formę, za którą idzie głębsze przesłanie utworu, które słuchacz musi wychwycić i zrozumieć. U Kesslera zaś są one zupełnie puste. Kartka po kartce nie niosące za sobą nic oprócz nachalnej, chamskiej wulgarności.
REKLAMA
Leo Kessler
„Totenkopf”
cena:
28 zł
Wydawca:
Instytut Wydawniczy Erica
Rok wydania:
2009
Okładka:
miękka
Liczba stron:
259
Format:
110x180 mm
ISBN:
978-83-89700-92–6

Swego czasu na łamach Histmaga, w recenzjach Mateusza Bętkowskiego oraz Kamila Janickiego, książki Kesllera, brytyjskiego pisarza i historyka – jak głosi notka biograficzna z okładki recenzowanej pracy – zostały nazwane „powieściami sedesowymi” bądź też „harlequinem dla facetów”. Jakichkolwiek pejoratywnych określeń by nie zastosować do prozy Charlesa Whitinga – tak bowiem brzmi prawdziwe nazwisko Autora, Kessler to jeden z jego pseudonimów – nic nie zmieni faktu, że jego książki wciąż są wydawane i dobrze się sprzedają.

Nieadekwatność tytułu

Książka, którą Czytelnik dostaje do swych rąk jest częścią cyklu powieści autorstwa Kesslera pt. „Batalion Szturmowy SS”. Tytułowy batalion nosi nazwę „Wotan” i należy on do elity Waffen SS – oddziałów Leibstandarte Adolf Hitler. Jego losy oraz przygody należących do niego niektórych żołnierzy są motywem przewodnim całego cyklu. Również pracy, której dotyczy niniejsza recenzja. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron „Wotan” dokonuje kompletnie nieudanego desantu na angielską plaże w okolicach Dover, a następnie reorganizuje swoje zdziesiątkowane szeregi w zajętej przez Niemcy Belgii. Druga, znacznie obszerniejsza część książki, traktuje o losach batalionu na początku wojny niemiecko-sowieckiej, aż do momentu jego wycofania się z pierwszej linii frontu pod koniec 1941 roku.

Dlaczego więc Autor nazwał swą książkę „Totenkopf”? Czytelnik kierujący się w wyborze właśnie tej powieści wyłącznie jej tytułem oraz krótką reklamą, jaką umieścił na okładce wydawca – dającą do zrozumienia, że przynajmniej większość książki traktuje o dywizji „Totenkopf” (warto zacytować: Ta kampania będzie inna niż poprzednie […] co szybko zauważą członkowie WOTANA walcząc zaciekle z radzieckimi żołnierzami i bezradnie obserwując zbrodnie popełniane przez bratnią dywizję SS TOTENKOPF) – będzie srogo zawiedziony. Przesuwając się strona po stronie ku końcowi powieści nie napotka ani słowa o tytułowej dywizji. Dopiero pod sam koniec książki pojawia się krótki epizod (s. 191-194) mówiący o zbrodniczej działalności żołnierzy „Totenkopf”.

Wszechobecny naturalizm

Jest rzeczą oczywistą, że od żołnierzy, którzy na co dzień żyją w spartańskich warunkach, w strachu i napięciu, ciągle ocierając się o śmierć, nie można wymagać w takich warunkach nienagannych manier i wysublimowanego języka. Jest jednak pewna granica, za którą znajduje się niezrozumiałe zezwierzęcenie jednostki ludzkiej w mowie, zachowaniu i obyczaju. Bohaterowie Kesslera nie tylko tę granicę pokonali, ale przeszli ją tak dogłębnie, że wydaje się nie być już dla nich spoza niej powrotu.

Wulgarność, taka w najczystszej i jak najbardziej prostackiej formie, staje się wręcz motywem pracy Autora. I to dosłownie, bowiem przez większość książki Czytelnik jest skazany na pasjonowanie się losami nagle nabytej impotencji przez jednego z żołnierzy. Niekiedy mamy do czynienia wprost ze zboczeniami, które trudno nazwać inaczej jak obrzydliwymi. Dla przykładu: Ale obciąganie laski to zupełnie coś innego. Miałem taką jedną dzisiaj po południu – założę się, że nie miała więcej niż dwanaście lat (s. 195). Daruję dalszą część cytatu, która przedstawia Czytelnikowi szczegóły spotkania wypowiadającego powyższe słowa żołnierza ze wspomnianym dzieckiem.

REKLAMA

Kessler nie tylko spłyca swoje postaci w mowie i działaniu, ale również w myśleniu i postrzeganiu świata. Jeden z głównych bohaterów będąc świadkiem egzekucji swej belgijskiej kochanki – działaczki ruchu oporu, którą darzył, wydawałoby się, mocnym uczuciem przypomniał sobie o pocie spływającym między jej piersiami oraz ekstatycznych skrętach jej ciała (s. 98). Dodajmy do tego częste sceny walki niemieckich żołnierzy niczym z amerykańskiego filmu akcji, gdzie trup ściele się gęsto, a krew leje obficie, tyle że przeniesione z ekranu na karty powieści. Wszystko to spięte klamrą soczystego przekleństwa oraz dzikiego, wręcz niezdrowego pożądania, które dotyka ze strony żołnierzy „Wotana” zarówno wspomniane dzieci, jak i przypadkowo napotkane wiejskie staruszki, jest fabułą jaką zafundował Czytelnikowi Kessler.

Reasumując

Możliwe, że w zamierzeniu Autora zastosowanie tak specyficznych zabiegów językowo-literackich w tekście miało jakiś głębszy sens. W jakiś sposób Kessler chciał popchnąć Czytelnika w kierunku refleksji nad wpływem warunków panujących na frontach II wojny światowej na żołnierzy w niej walczących; na przemianę ich osobowości w ciężkich warunkach. Prostota przekazu i „krzycząca” wręcz wulgarność płynąca z kart „Totenkopf” skutecznie takim zamysłom – jeśli rzeczywiście miały one miejsce – przeszkodziła. Mało tego – wręcz je wyeliminowała.

Jeśli chodzi o wartość merytoryczną pracy Kesslera to jest ona żadna. Batalion „Wotan” nigdy nie istniał. Wplatanie więc w jego fikcyjne losy faktów prawdziwych jeszcze bardziej komplikuje przekaz historyczny mający płynąć z powieści. Przekaz, który nie ma prawa być branym na poważnie przez Czytelnika. Czepiając się jednak szczegółów to w tekście została pomylona data roczna najazdu Niemiec na Polskę – mówiąc o napaści Hitlera na ZSRS w książce pada stwierdzenie, że owe wydarzenie nastąpiło rok po najechaniu przez Rzeszę Rzeczpospolitej (s. 104).

Na plus zasługuje format wydania powieści Kesslera. Nie wielkich rozmiarów książka zmieści się w każdą większą kieszeń, można ją więc zabrać do autobusu, czy to do pociągu nie obciążając zbytnio bagażu. Zatrzymując się na uwagach odnoszących się do technicznych kwestii wydania dziwi fakt, że w książce nie znajduję się ani jedna wzmianka od wydawcy o tym, że przedstawione w niej fakty historyczne są fikcją.

W jednej ze swych recenzji profesor Jerzy Eisler napisał, że każda w praktyce książka jest kierowana do tego, kto po nią sięgnie. Zarazem jednak zawsze można wskazać grupę czytelników, do których dana praca szczególnie była przeznaczona. Osobiście, jeśli chodzi o powieść Kesslera, nie potrafię takiej grupy wskazać. Jeśli chodzi zaś o Czytelnika, który postanowi jednak po tę książkę sięgnąć to – polemizując z Kamilem Janickim – nie jest ona najlepszą pozycją do wieczornego „odmóżdżenia się” po ciężkim dniu. Nie czyta się jej, według mnie, przyjemnie, a spędzony przy niej czas nie koniecznie jest „dobrą zabawą”. Jedyne, co narasta w trakcie jej lektury to niesmak. Pozostaje on jednak na długo po odłożeniu książki Kesslera na półkę.

Zobacz też

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Krzysztof Kloc
Doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, gdzie pod okiem prof. Mariusza Wołosa przygotowuje biografie ambasadora Michała Sokolnickiego. Interesuje się dziejami dyplomacji oraz historią polityczną Drugiej Rzeczypospolitej ze szczególnym uwzględnieniem losów obozu piłsudczykowskiego, polityką historyczną Polski Odrodzonej, biografistyką tego okresu, a także dziejami międzywojennego Krakowa.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone