Piotr Greszta: bitwy pod Tomaszowem Lubelskim to jedne z najbardziej niedocenionych starć kampanii wrześniowej

opublikowano: 2023-10-17 05:08
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Walki w regionie Zamościa i Tomaszowa Lubelskiego z 1939 roku to jedne z największych starć kampanii wrześniowej i największe bitwy pancerne tego okresu. Chociaż w wymiarze operacyjnym zakończyły się klęską Wojska Polskiego, miały ogromne znaczenie dla losów Zamojszczyzny. Jaką rolę odgrywała ona w wojnie obronnej 1939 roku i czy można było przygotować ją lepiej na dwie agresje? Nad tym zastanawia się Piotr Greszta, autor książki „Tomaszów Lubelski 1939”.
REKLAMA
Piotr Greszta – autor książki „Tomaszów Lubelski 1939”

Natalia Pochroń: Chociaż o kampanii wrześniowej z 1939 roku napisano już sporo, przebieg walk między polskim wojskiem a niemiecką armią na Zamojszczyźnie wciąż nie spotkał się dotąd z kompletnym opracowaniem. Dlaczego?

Piotr Greszta: Z kilku powodów. Po pierwsze, operujące na tym obszarze polskie oddziały, nie pozostawiły po sobie obfitej dokumentacji aktowej – podstawowego materiału źródłowego. Przed kapitulacją niszczono dokumenty, aby nie wpadły w ręce przeciwnika. To powoduje, że historyk zamierzający dogłębnie zbadać tę materię zmuszony jest do sięgnięcia do relacji i wspomnień pozostawionych przez polskich żołnierzy. A tu pojawia się kolejny problem – przekazy te niejednokrotnie są rozproszone w jednostkach archiwalnych różnej proweniencji, co sprawia, że dotarcie do nich wymaga nie lada wysiłku i cierpliwości.

Po zaznajomieniu się już z tą kategorią źródeł nierzadko okazuje się, że analizowane materiały bywają sprzeczne ze sobą, a nawet kłamliwe. Dlatego często się zdarza, że pojawiają się kłopoty z określeniem właściwego miejsca oraz czasu starć opisywanych przez wojskowych, których nie sposób rozstrzygnąć wyłącznie na podstawie ich relacji.

Po drugie – w polskojęzycznej literaturze przedmiotu przez długi czas pomijano źródła wytworzone przez drugą stronę konfliktu. Przyczyn tego upatrywać należy w tym, że przez wiele lat dostęp do zagranicznych archiwów był utrudniony, a dostępne w kraju publikacje źródłowe w języku niemieckim niejednokrotnie z góry odrzucano, uznając je za propagandowe. Zaniechania te doprowadziły do tego, że pełen obraz wydarzeń militarnych, które rozegrały się w rejonie Zamościa oraz Tomaszowa Lubelskiego we wrześniu 1939 roku, nie został należycie przedstawiony, mimo pewnych prób podjętych przez niektórych historyków i regionalistów.

Polscy historycy do dziś raczej niechętnie sięgają do niemieckich źródeł w opisie kampanii wrześniowej. Jak jest ona przedstawiana w niemieckiej literaturze źródłowej, w opracowaniach niemieckich badaczy?

Niechęć krajowych badaczy do niemieckich źródeł w kontekście opisu działań zbrojnych z 1939 roku do dziś stanowi największą bolączkę naszej historiografii. Wydawałoby się, że w Niemczech takiego problemu nie ma. Niestety – niemieccy historycy generalnie nie są zainteresowani działaniami ich wojsk w 1939 roku na terenach ówczesnej Polski. Oprócz i tak nielicznych syntez tego konfliktu w niemieckojęzycznej literaturze przedmiotu nie odnajdziemy zbyt wielu monografii traktujących o aktywności Wehrmachtu na Zamojszczyźnie.

REKLAMA
Pierwsza bitwa pod Tomaszowem Lubelskim, położenie oddziałów (fot. Lonio17)

Wystarczy podkreślić, że najbardziej wartościowym opracowaniem monograficznym wciąż pozostaje artykuł z 1940 roku autorstwa Heinricha Aschenbrandta, który opisuje przebieg drugiej bitwy tomaszowskiej z perspektywy niemieckiej 14 Armii. W 2019 roku wprawdzie pojawiła się broszurka Jürgena Becka poświęcona bataliom pod Tomaszowem Lubelskim i Lwowem, lecz jej zawartość merytoryczna pozostawia wiele do życzenia.

Skąd taka niechęć u niemieckich badaczy wobec tej tematyki?

Dla niemieckich historyków kampania 1939 roku to dalej jeden z mniej istotnych epizodów drugiej wojny światowej ze względu na skalę oraz charakter walk. Dodatkowym czynnikiem jest bariera językowa, która zdaje się być przeszkodą nie do pokonania dla dużej części badaczy z kraju Goethego. Zdecydowanie lepiej pod tym względem prezentuje się niemieckojęzyczna literatura źródłowa oraz tzw. historie pułkowe. Trzeba jednak pamiętać, że znaczna część tego typu publikacji powstała tuż po zakończeniu działań bojowych, toteż ich charakter nierzadko bywał silnie propagandowy.

Niemniej przy odpowiedniej dawce krytycyzmu można z nich wydobyć wiele istotnych szczegółów rzucających nowe światło na dotychczasowe ustalenia w polskiej historiografii. Odrębną kategorię stanowią wydane wiele lat po wojnie wspomnienia żołnierzy Wehrmachtu, które w polskiej literaturze przedmiotu pozostają niemal całkowicie nieobecne – a szkoda, bo odnajdziemy w nich sporo interesujących detali z taktycznego punktu widzenia, przedstawiających choćby stopień zaciekłości poszczególnych bojów. Wykorzystanie tych materiałów pozwala na ożywienie narracji, ukazanie pole walki z bliższej perspektywy – oczami niemieckich wojskowych.

Jaką rolę w systemie obronnym II Rzeczpospolitej odgrywała Zamojszczyzna?

Pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku w Sztabie Głównym Wojska Polskiego opracowano dwa plany operacyjne. Pierwszy z nich („Wschód”) dotyczył założeń defensywnych na wypadek starcia zbrojnego ze Związkiem Sowieckim. W obliczu coraz silniej rysującego się zagrożenia militarnego ze strony Rzeszy Niemieckiej rozpoczęły się prace nad drugim planem – „Zachód”. W obu tych wariantach Zamojszczyzna stanowić miała głębokie zaplecze dla jednostek walczących na froncie, a przynajmniej w pierwszej fazie działań wojennych. Wynikało to przede wszystkim z jej centralnego położenia w granicach ówczesnej Rzeczypospolitej. Takie usytuowanie sprawiało, że polscy planiści uznali rejon Zamościa i Tomaszowa Lubelskiego za obszar względnie bezpieczny w razie potencjalnego konfliktu zewnętrznego.

Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę „Tomaszów Lubelski 1939”!

Piotr Greszta
„Tomaszów Lubelski 1939”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
352
Premiera:
11.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17026-1
EAN:
9788311170261
REKLAMA

Dlatego zarządzono, że to właśnie na Zamojszczyznę ewakuowane zostaną nie tylko liczne dzieła polskiej kultury, ale także niektóre urzędy centralne oraz część zasobów złota Banku Polskiego. W jednym z jej miasteczek zamierzano umieścić nawet prezydenta wraz ze swoją świtą. O tym, że opisywany obszar uznano za tyłowy, może ponadto świadczyć fakt, że nieopodal Zamościa jeszcze w sierpniu 1939 roku ruszyła budowa obozu dla przyszłych jeńców.

Chyba nie były to do końca słuszne szacunki? Polscy planiści sądzili, że stanie się ona areną walk dopiero w drugiej, trzeciej fazie. Stało się jednak inaczej.

W Sztabie Głównym słusznie zakładano, że przyszła wojna opierać się będzie na manewrze. Mimo tej wiedzy nie poczyniono wystarczających kroków, by dostosować Wojsko Polskie do standardów nowoczesnego pola walki. Wynikało to nie tylko z braku odpowiednich funduszy, lecz także z konserwatywnego podejścia części generalicji, która sądziła, że wysokie morale i upór będą w stanie zrekompensować istotne braki, na przykład w środkach łączności. Nasi sztabowcy nie docenili przede wszystkim wydolności niemieckiej logistyki. Sądzono bowiem, że nawet w przypadku przełamania defensywy – wskutek drastycznego rozciągnięcia linii zaopatrzeniowych – przeciwnik zostanie zmuszony do zrobienia dłuższej pauzy operacyjnej, umożliwiającej uporządkowanie szyków obronnych polskich wojsk. Tak się jednak nie stało.

Walki Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej gen. Stefana Roweckiego i piechoty przeciwko Niemcom, rekonstrukcja bitwy w 2019 roku (fot. Pftf)

Niemieckie zgrupowania pancerno-motorowe błyskawicznie posuwały się w głąb terytorium Rzeczypospolitej, okrążając zaskoczone polskie oddziały. Brak łączności z Naczelnym Dowództwem, chaos organizacyjny, niewydolność logistyczna oraz błędy poszczególnych dowódców – zarówno na szczeblu taktycznym, jak i operacyjnym – to wszystko było dopełnieniem tego dramatu. Już na początku drugiego tygodnia wojny straże przednie z 10 Armii podeszły pod środkową Wisłę, kilka dni później czołówki 14 Armii zbliżyły się do Sanu, a więc do rzek, które miały być główną przeszkodą dla dalszych działań ofensywnych nieprzyjaciela. W ten sposób Zamojszczyzna została zagrożona z dwóch stron – od zachodu i południa.

W jakim stopniu była przygotowana na obronę przed niemiecką agresją?

Mimo że Zamojszczyzna miała być ważnym zapleczem dla przyszłych działań wojennych, nie zadbano o to, by region ten został odpowiednio zabezpieczony przed atakami z powietrza. Brakowało tu stałej obsady obrony przeciwlotniczej, która mogłaby skutecznie odstraszać wrogie lotnictwo przed bombardowaniem. Już drugiego września (według mieszkańców jeszcze pierwszego dnia wojny) nad zamojskim niebem zjawiły się niemieckie samoloty rozpoznawcze.

REKLAMA

W pierwszym tygodniu września omawiany obszar pozostawał względnie bezpieczny. Zwiastunem nadchodzących walk okazały się destrukcyjne naloty Luftwaffe w drugim tygodniu konfliktu, które dotknęły Biłgoraj, Zamość, Hrubieszów i Tomaszów Lubelski. Zdarzenia te wpłynęły na mobilizację zwłaszcza w ostatnim z tych miast, jak również wymusiły na sztabie Armii „Kraków” dwukrotną zmianę jego miejsca postoju.

Druga bitwa pod Tomaszowem Lubelskim (fot. Lonio17)

Zamojszczyzna znajdowała się pod jurysdykcją Dowództwa Okręgu Korpusu II. Brak większych przeszkód na tym terenie powodował, że obszar nie sprzyjał działaniom defensywnym. Zamość – niegdyś jedna z największych twierdz Rzeczypospolitej Obojga Narodów – w XX wieku była cieniem samej siebie i nie spełniała już jakichkolwiek funkcji obronnych. Mimo tych niedogodności pewnym utrudnieniem dla przeciwnika na Zamojszczyźnie były rozległe kompleksy leśne w południowej części regionu, rzeka Wieprz oraz słabo rozwinięta sieć dróg bitych.

Niemniej nie wykorzystano ich odpowiednio  –  zwłaszcza tego ostatniego czynnika, poprzez utworzenie chociażby zapór drogowych na głównych traktach. Mogłyby one znacząco opóźnić postępy zmechanizowanych sił przeciwnika. Słusznie więc zarzuca się lokalnym władzom wojskowym, że nie przygotowały omawianego regionu do walk z Niemcami.

Pierwsza bitwa pod Tomaszowem Lubelskim, która rozegrała się w dniach 17-20 września, uznawana jest za największą bitwę pancerną całej kampanii. Jakim uzbrojeniem dysponowały obie strony?

W pierwszej bitwie pod Tomaszowem Lubelskim po stronie polskiej udział wzięła m.in. Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa. Była to druga tego typu jednostka w Wojsku Polskim. Jej planowany skład wprawdzie nieznacznie różnił się od bliźniaczej 10 Brygady Kawalerii, jednakże niepomyślne wypadki wojenne wymusiły przyspieszenie mobilizacji brygady płk. Roweckiego. W efekcie organizacja i uzbrojenie jej oddziałów odbiegały od założeń. Etatowo posiadała ona kompanię czołgów lekkich Vickers E oraz kompanię czołgów rozpoznawczych złożoną z tankietek TKS. W toku walk do jednostki tej przyłączyły się inne oddziały.

Istotnym zdarzeniem okazało się włączenie pozostałości 1 batalionu czołgów lekkich, w którym znajdowały się maszyny 7TP. Było to solidne wzmocnienie, znacząco zwiększające potencjał bojowy opisywanego związku taktycznego. Po drugiej stronie barykady stała 4 Dywizja Lekka. Była to jedna z czterech dywizji tego typu w Wehrmachcie. Jej główną siłę stanowił 33 batalion pancerny złożony z kilkudziesięciu czołgów Pzkpfw I i II. Dysponowała ona również silnym rozpoznaniem w postaci pułku, w skład którego wchodził m.in. dywizjon samochodów pancernych.

Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę „Tomaszów Lubelski 1939”!

Piotr Greszta
„Tomaszów Lubelski 1939”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
352
Premiera:
11.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17026-1
EAN:
9788311170261
REKLAMA
Czołg 7TP podczas kampanii wrześniowej

Na papierze 4 Dywizja Lekka prezentowała się lepiej od polskiej brygady z uwagi na liczniejszy sprzęt pancerno-motorowy, jak i większą ilość ludzi. Trzeba jednak podkreślić, że 18 września pod Tomaszowem Lubelskim stacjonowała jedynie część wiedeńskiej dywizji lekkiej, więc w rzeczywistości nie miała ona aż tak wielkiej przewagi liczebnej. Dlatego tak ważna dla Niemców okazała się interwencja zmechanizowanej brygady z 2 Dywizji Pancernej, której obecność miała kluczowe znaczenie dla dalszych działań pod Tomaszowem Lubelskim tego dnia.

Jak polskie pojazdy pancerne wypadały na tle niemieckich? Jak poradziły sobie w starciu z nimi?

Pod Tomaszowem Lubelskim po stronie polskiej wystąpiły czołgi lekkie (Vickers E, 7TP), tankietki (TKS i TK-3) oraz samochody pancerne (wz. 29 i 34). Równorzędną walkę z niemieckimi wozami bojowymi był w stanie nawiązać 7TP, którego armata czołgowa mogła skutecznie razić większość pojazdów pancernych przeciwnika. Jego głównym mankamentem okazało się jednak słabe opancerzenie, przez co był on dość podatny na ogień wrogiej artylerii przeciwpancernej.

Pozostałe pojazdy (za wyjątkiem i tak nielicznych tankietek z najcięższym karabinem maszynowym wz. 38FK oraz Vickersów E) nie były w stanie przystąpić do konfrontacji z bronią pancerną wroga, co wynikało przede wszystkim z braku wyposażenia ich w armaty artyleryjskie zdolne do przebicia pancerza nieprzyjacielskich maszyn. Głównymi typami czołgów Wehrmachtu, które wzięły udział w opisywanej bitwie, były Pzkpfw I, II. Pierwszy z nich był czołgiem lekkim, wyposażonym w karabiny maszynowe do zwalczania piechoty i nie mógł rywalizować z polskimi pojazdami pancernymi. Z kolei Pzkpfw II technicznie ustępował pod wieloma względami naszemu 7TP i teoretycznie „siedmiotonowy” powinien lepiej wypaść w takiej konfrontacji.

Jak było w praktyce?

Wyższość techniczną na polu walki polski czołg udowodnił 18 września 1939 roku. Wtedy południowe zgrupowanie Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej przełamało defensywę Niemców pod Pasiekami, a następnie powstrzymało rozpaczliwe kontruderzenia batalionu pancernego z 4 Dywizji Lekkiej, składającego się głównie z Pzkpfw I i II, wdzierając się do Tomaszowa Lubelskiego. Niestety polscy pancerniacy nie utrzymali zdobytych pozycji. Wynikało to przede wszystkim z włączenia się do walk zmechanizowanych sił części 2 Dywizji Pancernej, które przyszły z odsieczą.

REKLAMA

Druzgocąca przewaga liczebna przeciwnika, doświadczenie bojowe oraz znakomity system dowodzenia  –  to tylko niektóre z wielu czynników wpływających na rezultat starcia. Warto dodać, że w skład opisywanej dywizji pancernej wchodziły także cięższe Pzkpfw III i IV, które górowały parametrami techniczno-taktycznymi nad 7TP, niemniej pojazdy te były mniej liczne i nie odegrały aż tak istotnej roli na polu walki.

Wczesna dwuwieżowa wersja czołgu 7TP oparta na modyfikacji brytyjskiego czołgu Vickers E (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Vickersy E, stanowiące awangardę północnej kolumny brygady płk. Roweckiego, nie spisały się najlepiej w boju pod Rogóźnem, gdzie przyszło im walczyć z niemieckimi samochodami pancernymi i czołgami. Był to skutek nie tylko braku zgrania z innymi rodzajami broni po stronie polskiej, lecz także krótkolufowych armat naszych wozów, które okazały się niewystarczająco skuteczne w starciu z opancerzonymi pojazdami przeciwnika.

Obie bitwy pod Tomaszowem Lubelskim wybuchły już po wkroczeniu na teren Polski Armii Czerwonej – pierwsza w tym sądnym dniu. Czy realnie miały one szanse jakoś znacząco odmienić sytuację, zmienić bieg kampanii wrześniowej?

Sowiecka agresja przekreśliła jakiekolwiek szanse na pozytywne rozstrzygnięcie dotychczasowego konfliktu zbrojnego. Odpowiadając na pytanie, czy bitwy pod Tomaszowem Lubelskim mogły odmienić sytuację strategiczną Rzeczypospolitej w chwili wkroczenia Armii Czerwonej na Kresy Wschodnie, z całą stanowczością należy odpowiedzieć nie. Los kraju był już przesądzony, a gra toczyła się już o zadanie Wehrmachtowi jak najwięcej strat i przedostanie się jak największej liczby naszych żołnierzy do Rumunii lub Węgier.

Przed atakiem Związku Sowieckiego jednostki Wojska Polskiego, które znajdowały się na Lubelszczyźnie, miały za zadanie wycofać się na w stronę Lwowa, aby następnie zasilić tzw. przedmoście rumuńskie – ostatniego bastionu wolnej Polski. Czy wojska gen. Piskora i gen. Dąb-Biernackiego byłyby w stanie zrealizować ten cel i przebić się przez niemieckie pozycje, aby dotrzeć do Lwowa, gdyby nie „sowiecki cios w plecy”? Trudno dziś osądzić – to już historia alternatywna.

Walki w rejonie Zamościa i Tomaszowa to drugie – po bitwie nad Bzurą – największe starcia kampanii wrześniowej. W jaki sposób wpłynęły one na przebieg całej kampanii?

Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę „Tomaszów Lubelski 1939”!

Piotr Greszta
„Tomaszów Lubelski 1939”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
352
Premiera:
11.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17026-1
EAN:
9788311170261
REKLAMA

Z racji tego, że omawiane walki rozegrały się już po 17 września 1939 roku, nie mogły one wpłynąć już na sytuację strategiczną Polski. Niemniej wciąż obowiązywał rozkaz Naczelnego Wodza, aby stawiać opór Niemcom. Starcia pod Tomaszowem Lubelskim sprawiły, że znaczna część niemieckiej 14 Armii została uwikłana w ciężkie boje, co odciążyło wiele improwizowanych zgrupowań Wojska Polskiego, które znajdowały się na zachodnim Wołyniu i toczyły boje z Niemcami. Przykładem może być chociażby wycofanie się 4 Dywizji Lekkiej z rejonu Włodzimierza Wołyńskiego w przededniu bitwy, aby wzmocnić zaporę na linii Zamość – Tomaszów Lubelski przed nadciągającymi wojskami gen. Piskora.

Agresja sowiecka, jak już wspomniałem, przekreśliła jakiekolwiek szanse na zmianę przebiegu konfliktu. Z drugiej strony –  modyfikacja linii demarkacyjnej z 20 września 1939 roku pomiędzy Rzeszą a Związkiem Sowieckim, w wyniku czego region ten miał znaleźć się pod kontrolą Sowietów, wymusiła na Niemcach stopniowe odejście za Wisłę i San. Odejście Wehrmachtu z rejonu Zamościa i Tomaszowa Lubelskiego w sytuacji, gdy wciąż na tym terenie funkcjonowały oddziały Wojska Polskiego, było dość trudne. Marsz Armii Czerwonej z różnych powodów przedłużał się, co jeszcze bardziej komplikowało położenie niemieckich wojsk.

Ten fakt częściowo został wykorzystany przez Polaków, którzy zintensyfikowali działania zaczepne na omawianym obszarze w trzeciej dekadzie września 1939 roku. Mimo ostatecznego zwycięstwa główny cel, jaki przyświecał wówczas Niemcom (unikanie niepotrzebnych strat podczas odwrotu), nie został w pełni zrealizowany.

Mimo pojedynczych sukcesów obie bitwy zakończyły się klęską Polaków. Dlaczego? Coś szczególnie zawiodło?

To prawda  – pomimo kilku sukcesów taktycznych w wymiarze operacyjnym obie bitwy zakończyły się klęską Wojska Polskiego. Na taki stan rzeczy wpłynęło wiele czynników. Głównym problemem była niewydolność logistyczna. Truizmem zdaje się być stwierdzenie, że bez jedzenia i amunicji wojsko nie jest w stanie należycie funkcjonować  –  a w takich właśnie okolicznościach przyszło walczyć polskim żołnierzom pod Tomaszowem Lubelskim. Kolejną przyczyną niepowodzenia Polaków był katastrofalny stan łączności, który doprowadził do tego, że oba związki operacyjne Wojska Polskiego (Armia gen. Piskora i Front Północny) walczyły de facto w odosobnieniu, tocząc osobne batalie z niemiecką 14 Armią.

REKLAMA
Cmentarz żołnierzy Wojska Polskiego poległych w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim 23 września 1939 r. (fot. Pftf)

Swoistą tragedią był fakt, iż w momencie kapitulacji gen. Piskor nie wiedział, że niedaleko od niego znajduje się zgrupowanie gen. Dąb-Biernackiego, które zmierzało z odsieczą. Brak współdziałania tych generałów wpłynął niekorzystnie na ostateczny rezultat omawianego starcia. Do porażki przyczyniły się również działania niektórych dowódców, którzy nierzadko podejmowali decyzje całkowicie oderwane od rzeczywistości. Wielu z nich, nie zważając na sytuację sąsiadów i wbrew rozkazodawstwu wyższego dowództwa, decydowało o przedwczesnym wycofaniu się albo zaniechaniu działań zaczepnych.

W trakcie drugiej batalii tomaszowskiej prawdziwą zmorą były masowe dezercje, które doprowadziły do dezintegracji niektórych oddziałów. Trzeba bowiem pamiętać, że w szeregach Wojska Polskiego służył spory odsetek przedstawicieli mniejszości narodowych niechętnych Rzeczypospolitej. Wreszcie po stronie polskiej występowały jednostki w dużym stopniu improwizowane, które były niezgrane, a także słabo wyposażone w broń maszynową i artyleryjską. To tylko wycinek najważniejszych powodów naszej przegranej pod Tomaszowem Lubelskim. Bohaterstwo polskich żołnierzy nie było w stanie zniwelować wyżej wymienionych mankamentów.

Jakie konsekwencje pociągnęły za sobą obie bitwy?

W licznych relacjach żołnierzy, a nawet w niektórych opracowaniach historyków, można spotkać się ze stwierdzeniem, jakoby bitwy pod Tomaszowem Lubelskim nie miały większego sensu militarnego w ówczesnej sytuacji strategicznej Rzeczypospolitej, przynosząc jedynie niepotrzebne straty i będąc w zasadzie walką o honor. Trudno jednak zgodzić się z taką tezą. Należy bowiem pamiętać, że zadaniem polskich oddziałów było wciąż przebicie się przez pozycje Wehrmachtu, aby dotrzeć do Rumunii bądź Węgier. Wprawdzie cel ten nie został w pełni zrealizowany, gdyż tylko niewielkie grupki wojskowych przedostały się na terytorium tych państw, ale część oficerów biorących udział w walkach pod Tomaszowem Lubelskim i niechcących iść do niemieckiej niewoli zasiliła kadrę nowo powstałych Polskich Sił Zbrojnych.

Najważniejszym skutkiem omawianych starć był jednak fakt, że na Zamojszczyźnie pozostała ogromna ilość broni i amunicji. Ponadto w trakcie drugiej batalii tomaszowskiej uczestniczyli szeregowi i oficerowie wywodzący się z tych terenów. Wielu z nich nie chciało zostać jeńcami, podejmując decyzję o powrocie w rodzinne strony. To zaś wiązało się z tym, że musieli pozostać w ukryciu i siłą rzeczy stanowili zalążek tworzącej się na tym obszarze konspiracji wojskowej. Z kolei zaprawiony i doświadczony w walkach żołnierz stanowił świetny materiał dla przyszłej partyzantki. To wszystko okazało się bardzo ważne dla przyszłego zbrojnego podziemia niepodległościowego działającego na Zamojszczyźnie.

Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z wydawnictwem Bellona.

Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę „Tomaszów Lubelski 1939”!

Piotr Greszta
„Tomaszów Lubelski 1939”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2023
Okładka:
miękka
Liczba stron:
352
Premiera:
11.10.2023
Format:
125x195 [mm]
ISBN:
978-83-11-17026-1
EAN:
9788311170261
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Natalia Pochroń
Absolwentka bezpieczeństwa narodowego oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Rekonstruktorka, miłośniczka książek. Zainteresowana historią Polski, szczególnie okresem wielkich wojen światowych i dwudziestolecia międzywojennego, jak również geopolityką i stosunkami międzynarodowymi.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone