Piotr Zychowicz – „Opcja niemiecka” – recenzja i ocena

opublikowano: 2014-09-27 18:21
wolna licencja
poleć artykuł:
„Opcja niemiecka”, najnowsza praca autora, którego dwóch poprzednich książek przedstawiać nie trzeba, z pewnością stanie się trzecim w dorobku Piotra Zychowicza bestsellerem. Czy warto zdecydować się na zakup? Warto, i to nie tylko dlatego, że publikacje Zychowicza stanowią swoisty _signum temporis_. „Opcja niemiecka” pod względem historycznym ma bowiem większą wartość, aniżeli „Pakt Ribbentrop-Beck” i „Obłęd '44”.
REKLAMA
Piotr Zychowicz
Opcja niemiecka
nasza ocena:
6.5/10
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Rebis
Rok wydania:
2014
Okładka:
broszurowa ze skrzydełkami
Liczba stron:
456
Format:
150x225
ISBN:
978-83-7818-620-5

„Opcja niemiecka” należy do książek, o których głośno robi się na długo przed premierą. Tym razem jednym z powodów była okładka i zmieniający się podtytuł pracy. Wydawca w sierpniu br. opublikował zapowiedź wydawniczą, w której dół okładki straszył podtytułem: „Czyli jak Polacy kolaborowali z III Rzeszą podczas II wojny światowej”. Okładka w tej wersji prezentowana była przez niektóre księgarnie internetowe jeszcze w chwili pisania recenzji. Nad zacytowanym tekstem górowało zdjęcie, na którym Hermann Göring wita się z jednym z polskich oficerów. Zdjęcie – to samo w ostatecznej wersji okładki – wykonano na przełomie stycznia i lutego 1939 roku w Berlinie, gdzie odbywały się Międzynarodowe Zawody Hippiczne. Polscy oficerowie uwiecznieni na fotografii to Janusz Komorowski i Kazimierz Szosland, odnoszący w latach międzywojennych poważne sukcesy w jeździectwie.

„Opcja niemiecka” - czyli co?

Całe szczęście dla tej książki i dla jej autora, że wydawca poszedł po rozum do głowy i w ostatniej chwili zmienił podtytuł, na kilometr pachnący manipulacją. Dość powiedzieć, że podtytułem sugerującym kolaborację opatrzono zdjęcie wykonane przed wojną, kiedy spotkania polskich i niemieckich oficerów, chociażby na zawodach hippicznych, były czymś równie normalnym jak dzisiaj mecz naszych siatkarzy z Rosjanami. Wyrażana w ten sposób sugestia, że kolaborantami byli ci konkretni oficerowie, mogła znaleźć finał w sądzie. Podtytuł zmieniono na: „Czyli jak polscy antykomuniści próbowali porozumieć się z III Rzeszą”. Niesmak zniknął, ale wątpliwości pozostały, ponieważ Zychowicz o oficerach ze zdjęcia w książce nie wspomina ani słowem – z tego prostego powodu, że „opcji niemieckiej” nie reprezentowali oni w najmniejszym stopniu. Szkoda, że autor nie poszukał fotografii wykonanej podczas wojny, a nie przed nią, bardziej wpisującej się w temat pracy i być może przedstawiającej rzeczywiste dramatis personae.

Zobacz też:

REKLAMA

Zychowicz zaczyna od rozróżnienia kolaboracji ideologicznej i pragmatycznej. Pierwsza jest wynikiem identyfikacji z ideami najeźdźcy, druga wynika jedynie ze zdroworozsądkowej kalkulacji, pozostając ukierunkowaną na ochronę współobywateli przed terrorem okupanta. Obie wyrażają się we współpracy z wrogiem, kolaboracja pragmatyczna nie jest jednak działaniem na szkodę rodaków.

Właśnie takie motywacje przypisuje Zychowicz bohaterom swojej pracy, będącej zbiorem kilkudziesięciu tekstów o ludziach, których połączył wspólny mianownik: szukanie dróg porozumienia z niemieckim okupantem w celu ratowania narodowej substancji od zagłady. Inicjatywy te wychodziły z bardzo różnych środowisk, przebiegały na różnorodnych poziomach i w rozmaitych sferach. Autor opisuje dyplomatyczne próby porozumienia, dokonywane przez Władysława Studnickiego, Janusza Radziwiłła, Adama Ronikiera, Jana Szembeka czy Józefa Mackiewicza. Pięć rozdziałów poświęca domniemanej operacji, w której uczestniczyć mieli Edward Rydz-Śmigły, Leon Kozłowski i organizacja „Muszkieterowie”. Pisząc o latach 1943–44, Zychowicz analizuje kooperację niektórych formacji AK (oddziały porucznika „Góry”, podporucznika „Ragnera” i rotmistrza „Lecha”) z Niemcami na Kresach. Dzięki niemieckim dostawom broni polska partyzantka mogła na tych terenach chronić ludność przed okrucieństwem bolszewickich band. Autor nie zapomniał o niezwykle ciekawej historii „Toma” i Brygady Świętokrzyskiej. Nie zabrakło analizy prób kolaboracji ideologicznej w wykonaniu Narodowej Organizacji Radykalnej czy organizacji „Miecz i Pług”.

Rozważania prowadzi Zychowicz z pozycji antykomunisty. Punktem wyjścia jest dlań teza, iż Związek Sowiecki był takim samym (o ile nie groźniejszym) wrogiem Polski co hitlerowskie Niemcy. Trzeba przyznać, że znaczną część opisywanych inicjatyw ocenia w sposób wyważony, zwracając uwagę, kiedy współpraca z Niemcami miała sens, kiedy zaś mogła doprowadzić do jeszcze większych nieszczęść. Według autora pamięć o straszliwej sowieckiej okupacji Kresów w latach 1939–41 rodziła w społeczeństwie uzasadnione obawy, iż po pokonaniu Niemiec scenariusz masowych konfiskat, wysiedleń i eksterminacji powtórzy się, ale w skali całej Polski. Dodatkowym czynnikiem, kształtującym antysowieckie nastawienie niektórych kręgów konspiracyjnych, była zbrodnia katyńska. Zychowicz nie pisze jednak, że mimo zniszczenia Państwa Podziemnego i dotykającego dziesiątki tysięcy ludzi powojennego terroru najgorsze z tych obaw, na szczęście, nie sprawdziły się.

REKLAMA

Faktografia i publicystyka

„Opcja niemiecka” nie trzyma równego poziomu. Mocnej warstwie faktograficznej towarzyszy słaba publicystyka, niewolna od sprzeczności. Zychowicz od początku zamiennie pisze o „polskich Quislingach” i „polskich Petainach”. Na stronie 11 deklaruje, iż z rodzimych „kandydatów na Quislinga” możemy być dumni. Trzy strony później stwierdza z kolei, iż całe szczęście, że „polskiego Quislinga” nie było. W dalszej części pracy jeszcze kilkakrotnie stosuje te określenia wymiennie, nie trzymając się własnego podziału na „dobrą” kolaborację pragmatyczną i „złą” ideologiczną. Podając przykład węgierskich Strzałokrzyżowców czy rumuńskiej Żelaznej Gwardii, zapomina, że państwa te nie były poddane ludobójczej okupacji. Zychowicz zajmuje się planem dla Polaków, jaki miał Hans von Moltke. Na stronie 23 autor pisze, iż koncepcja zakładała powrót do granicy wschodniej Niemiec z 1914 roku. Mimo to na mapce obok, w granicach tej „buforowej” Polski, znajduje się Wielkopolska z Poznaniem, wówczas wchodząca w skład zaboru.

Polecamy:

W opisach działań Rządu RP na Uchodźstwie autor bierze pod uwagę najczęściej jeden możliwy scenariusz rozwoju sytuacji, każde działanie Sikorskiego klasyfikując jako głupotę. Błędem było zatem wiązanie się z aliantami. Zamiast tego należało w pierwszej fazie wojny wspierać Niemców aż do pokonania ZSRS, by następnie przejść w odpowiednim momencie na stronę aliantów zachodnich, obserwując upadek dwóch państw, od wieków pozostających dla Polski geopolitycznym koszmarem. Stało się inaczej, co Zychowicz potępia z podobną werwą, jak w „Obłędzie '44”:

REKLAMA
Niestety nasi ówcześni przywódcy byli ludźmi nieodpowiedzialnymi. Bezsensownie rzucali kolejne setki i tysiące Polaków na gigantyczny całopalny stos, którego blask miał zwrócić na nas uwagę świata. Wedle ich zamysłu nasza bezkompromisowa, ofiarna walka z Niemcami miała wywołać podziw i zachwyt mocarstw. Sprawić, że w geście wdzięczności podarują nam niepodległość. To nie był poważny program polityczny, to był scenariusz operetki. (s. 426-427)

Nadużyciem jest porównywanie sytuacji okupowanej Polski do Vichy. Hitler jest dla Zychowicza szaleńcem, którym miotają obsesje i manie prześladowcze. Mimo to autor, deklarujący niezachwianą postawę realisty, unika oczywistej konkluzji, iż jakiekolwiek plany porozumień z państwem Hitlera były wobec tego całkowicie nierealistyczne.

Paradoksy

Dobrym przykładem jest tutaj sposób, w jaki Zychowicz opisuje akcję podjętą przez szefa sztabu ZWZ, pułkownika Janusza Albrechta. Schwytany przez Niemców, wykorzystał swój antykomunizm jako płaszczyznę porozumienia z oficerem SD z Kielc, Hansem Merzem. Wypuszczony, miał przekazać KG ZWZ ofertę wstrzymania niemieckich represji w zamian za spokój ze strony Podziemia i skierowanie sił do walki z komunistami. Stefan „Grot” Rowecki układ oczywiście odrzucił, a Albrechta zmuszono do popełnienia honorowego samobójstwa. Zychowicz tak całą sprawę podsumowuje:

Oferta ta była bardzo rozsądna i warto było na nią przystać. Korzyści, jakie niosła, bez wątpienia przewyższały ewentualne propagandowe straty, jakie mogłyby się pojawić, gdyby sprawa wyszła na jaw. Obowiązkiem Polskiego Państwa Podziemnego było chronić naród polski przed hekatombą. Na to, by zmusić Niemców zbrojnie, żeby przestali mordować Polaków, ZWZ, a później AK nie miały dość sił. Trzeba więc było iść na układy. (s. 114)

Zychowicz zapomina o tym, że o polityce Niemiec wobec Polaków nie decydował oficer SD z Kielc. W związku z tym porozumienie najprawdopodobniej zostałoby zanegowane na poziomie politycznym. Podobne sytuacje zresztą Zychowicz opisuje w innych miejscach pracy, by wymienić chociażby sprawę Zbigniewa Grada i Anatola Słowikowskiego. Terror okupanta miał z kolei częstokroć niesprowokowany charakter. Zamojszczyznę można podać jako jeden z wielu przykładów.

REKLAMA

Wątpliwości budzą stwierdzenia, za pomocą których Zychowicz odtwarza sytuację na froncie wschodnim. Bezceremonialnym porównaniom sytuacji z I i II wojny światowej towarzyszy przekonanie, iż w przypadku zastosowania wobec ludów tworzących „więzienie narodów” innej polityki ZSRS można było pokonać w kilka tygodni. Zychowicz nie pisze, że polityka rasowa była fundamentem hitlerowskich Niemiec. Nie wspomina także o potencjalnych konsekwencjach zwycięstwa III Rzeszy dla Słowiańszczyzny. Powtarza sądy ze swoich poprzednich publikacji, iż wyczerpane Niemcy (po likwidacji ZSRS w kilka tygodni?) uległyby aliantom zachodnim. Nie wspomina także, że przynajmniej od 1943 roku (przełomowy moment całej wojny to dla Zychowicza... Stalingrad) polityczna kooperacja z Niemcami traciła sens, wprost wiodąc do ustanowienia na ziemiach polskich sowieckiej republiki.

Przeczytaj:

Autor uzasadnia swoje stanowisko, opisując dwoistość w niemieckim podejściu do sprawy polskiej. Z opisu wyłania się obraz „dobrego” Wehrmachtu, którego kadra oficerska chętnie zapewniłaby Polakom warunki podobne do tych z lat 1915–18 – a nie udało się wyłącznie wskutek presji sadystów z SS i Gestapo. O tym, że taki obraz jest niepełny, przesądzają zbrodnie, jakich Wehrmacht dokonywał od pierwszego dnia wojny, uczestnicząc później w zbiorowych egzekucjach już w czasie okupacji.

REKLAMA

To, czego w pracy brakuje, to analiza pobudek, jakimi kierowali się dowódcy z KG ZWZ-AK, odmawiając wszelkiej kolaboracji. Autor ignoruje atmosferę czasów. Czy aideologiczna, czysto pragmatyczna kolaboracja była możliwa w kraju z kilkoma milionami Żydów? Czy walka z komunistycznym podziemiem miała widoki powodzenia, skoro Stalin i tak miał w zanadrzu setki następnych „matrioszek”, „p.o. Polaków”? To pytania, na które u Zychowicza próżno szukać odpowiedzi.

*

Dlaczego zatem „Opcja niemiecka” ma wyższą wartość, aniżeli poprzednie publikacje tego autora? Dlatego, że Zychowicz jako pierwszy zebrał i opracował, jak deklaruje, wszystkie znane przykłady prób porozumienia Polaków z Niemcami w czasie II wojny światowej. Przekopał w tym celu zasoby archiwalne, a bardzo obfita bibliografia i niezła, ściśle historyczna warstwa książki świadczą, iż autor wgłębił się w temat i podaje fakty w sposób rzetelny. Zychowicz zajął się bardzo ważnym tematem, który może nie stanowił do tej pory bezwzględnego tabu, nie doczekał się jednak całościowego, naukowego opracowania.

Szkoda właśnie, że „Opcja niemiecka” nie jest pracą ściśle naukową. Z drugiej jednak strony wówczas bestsellerem z pewnością by się nie stała. Zychowicz zaś stawia sobie cele popularyzatora i publicysty historycznego, lansującego (niekiedy natarczywie) swoją wizję wojny i okupacji. W wizji tej rozkłada akcenty zupełnie inaczej, aniżeli ma to miejsce w „głównym nurcie” rodzimej historiografii. Zychowicz często deklaruje, iż wzorem jest dla niego naukowa wnikliwość prof. Pawła Wieczorkiewicza i publicystyczne zacięcie braci Mackiewiczów. „Opcję niemiecką” warto zakupić jako publikację o dużej wartości poznawczej, na którą nie wpływają wspomniane, najbardziej rzucające się w oczy przejawy redukcjonizmu ze strony autora.

Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Ścisłowicz
Łukasz Ścisłowicz (ur. 1985). W 2009 roku ukończył studia na Wydziale Historyczno-Pedagogicznym Uniwersytetu Opolskiego. Od lat pracuje w sektorze edukacji prywatnej. Autor książki "Cesarstwo Rzymskie. Ograniczona monarchia czy autokracja? Pryncypat" (2015) oraz zbioru zadań "Matura z historii. Arkusze maturalne" (2018). Interesuje się historią instytucji politycznych i społecznych w starożytności, ze szczególnym uwzględnieniem następujących zagadnień: zbiorowa świadomość, społeczne podziały i konflikty, ideologia i władza w świecie rzymskim.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone