[Polityka historyczna] Przeciw hegemonii i komiksowi

opublikowano: 2015-07-30 18:14
wolna licencja
poleć artykuł:
Na pytanie o to, jak powinna wyglądać polska polityka historyczna, odpowiem: powinna nie być hegemoniczna i nie przypominać komiksu. Czy to realne – to zupełnie inna kwestia.
REKLAMA

Zobacz wszystkie głosy opublikowane w dyskusji nt. polskiej polityki historycznej

„Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość” – George Orwell, właściwie Eric Arthur Blair (domena publiczna).

Podstawowy problem z narracją o przeszłości w Polsce dotyczy w moim odczuciu jej zbytniego uwikłania w teraźniejszość. Inaczej mówiąc, polityka historyczna w zbytniej mierze jest polityką. Instrumentalizacja narracji o przeszłości nie jest oczywiście niczym nowym – niemodni dzisiaj myśliciele zauważyli w „Manifeście komunistycznym”, że „Ideami panującymi każdego okresu były zawsze tylko idee klasy panującej”. Klasy panujące zaś doskonale wiedzą to, co wyraża zgrany do cna w takich dyskusjach cytat z „Roku 1984”: „Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość”. Wiedzieli to władcy poprzedniego ustroju, wydający w milionach egzemplarzy „ideowo słuszne” wykładnie dziejów i cenzurując czy choćby tylko marginalizując i opatrując „stosownym” komentarzem edycje tekstów z czasów jeszcze wcześniejszych. Wiedzą to także władcy obecni – z tą różnicą, że cenzury już nie ma, więc hegemonia musi być kształtowana bardziej subtelnymi metodami.

Nakłada się na to jeszcze jeden, oczywisty w swych przyczynach, proces. Jest nim popeerelowska synteza neofityzmu oraz dążenia do rozpoznania i opisania tematów, wątków i zjawisk niegdyś wprost zakazanych lub tylko źle widzianych w debacie naukowej i opiniotwórczej. Stara prawda, że zakazany owoc smakuje najlepiej, przekłada się na postawy badaczy i popularyzatorów przeszłości jeszcze wiele lat po tym, gdy zakazy zostały zniesione. Bowiem to, co początkowo jest odważne i odkrywcze, z czasem staje się, po umasowieniu zjawiska – modą, głównym nurtem czy wręcz konformizmem.

W efekcie polska polityka historyczna jest w swej istocie prawicowa. Tu należy poczynić zastrzeżenie, że terminu „prawica” używam nie tyle w powszechnym w dzisiejszej Polsce jego skojarzeniu partyjno-środowiskowym, ile tak, jak definiowały to klasyczne idee lewicowe – jako wyraz interesów warstw posiadających. Drugie zastrzeżenie, znów idące wbrew popularnym opiniom, dotyczy rozróżnienia między prawicowością a antykomunizmem, bo dzisiejszy antykomunizm jest de facto antylewicowością, zwalczaniem czy przemilczaniem także takich postaw i wartości lewicowych, które z komunizmem nie miały wiele wspólnego, a wręcz pozostawały z nim w sporze.

REKLAMA

Konspiracja z czasów II wojny światowej jest dziś opowiadana głównie przez pryzmat walki z okupantem, z pominięciem czy marginalizowaniem takiego jej aspektu ideowo-programowego, jakim był dystans wobec realiów ustrojowych i gospodarczych II RP, a przecież główne dokumenty programowe Polski Podziemnej zapowiadały na okres powojenny daleko posunięte reformy prospołeczne w duchu bliskim zachodnim koncepcjom „państwa opiekuńczego”, i dotyczyło to także formacji dalekich od politycznego radykalizmu. Siły zbrojne podziemia antyhitlerowskiego to w tej narracji zwarta masa, bez ideowych podziałów, i w zasadzie poza środowiskiem naukowym i garstką pasjonatów-amatorów mało kto wie, że znaczącą „frakcją” Polski Podziemnej była m.in. Gwardia Ludowa PPS-WRN, a gdy mowa o Batalionach Chłopskich – które trudniej przemilczeć, gdyż wiadomo o nich więcej, bo historiografia z czasów PRL nie obeszła się tak okrutnie z tym nurtem – to niewiele mówi się o ideowopolitycznym obliczu tej formacji, które wedle dzisiejszych standardów i frazesów polskiej debaty publicznej byłyby wręcz „lewackie” w wymiarze społeczno-gospodarczym. W swoistej modzie na pamięć o Powstaniu Warszawskim w zasadzie nie ma miejsca na wskazanie, że znaczną część jego sił bojowych stanowili socjaliści – ba, gdyby na serio potraktować „subkulturową” otoczkę owej mody, należałoby dojść do wniosku, że oto nagle obóz narodowy porzucił zwyczajowo niechętne wobec „insurekcjonizmu” stanowisko i rzucił się w „szaleńczy, wariacki zryw”, zapominając o „realnej polityce” i „ostrożnym szafowaniu polską krwią”.

Kazimierz Pużak, socjalista, lider PPS-WRN, przewodniczący Rady Jedności Narodowej (domena publiczna).

To samo dotyczy także okresu powojennego. Niezliczonej ilości wywodów o „żołnierzach wyklętych” – w których przypadku zwykle też tworzony jest mit zawsze „bogoojczyźnianego” czy „tradycjonalistycznego” oblicza takich formacji – towarzyszy znikoma ilość informacji, publikacji czy inicjatyw edukacyjnych na tematy takie, jak choćby motywowany ideami emancypacyjnymi opór przeciwko postępującej komunizacji ze strony środowisk robotniczo-socjalistycznych w pierwszych latach nowego ustroju. Nie ma chyba nikogo, kto nie słyszałby o „wyklętych”, ale niewiele osób miało okazję usłyszeć o tym, jak wyglądała np. rozprawa z Polską Partią Socjalistyczną – zarówno z jej nurtem całkowicie odrzucającym sowietyzację, a symbolizowanym przez Kazimierza Pużaka i Zygmunta Zarembę, jak i z tym, który w swej naiwnej wierze w możliwość choć częściowego pluralizmu politycznego zdecydował się na działania jawne.

REKLAMA

To samo dotyczy także wydarzeń mniej odległych w czasie. W przekazach o wystąpieniach społecznych przeciwko „komunie” coraz mniej miejsca zajmuje ich robotniczy charakter, a przede wszystkim hasła socjalne, demokratyczne i postępowe – w wypreparowanym obrazie tych zjawisk pozostają głównie wątki niepodległościowe, antysowieckie i religijne. A jeśli już cokolwiek mówi się o kwestiach społeczno-gospodarczych, to jedynie tak, żeby wskazać na oczywistą niewydolność PRL-owskiej gospodarki, niekoniecznie zaś pracownicze dążenia do jej zreformowania w duchu efektywnym, ale i egalitarnym, zwiększającym „socjal” czy domagającym się urzeczywistnienia tego, co partia „robotnicza” wypisała na swoich sztandarach i w enuncjacjach ideowych, czyli pracowniczej kontroli nad środkami produkcji. Do rzadkości należą publikacje poświęcone np. ruchowi rad pracowniczych z okresu Października ’56 i tego, jak owe zalążki realnej „władzy robotników” zostały stłumione przez reżim Gomułki; niewiele przeczytamy czy usłyszymy o tym, że jednym z ważnych postulatów „Solidarności” w okresie jej rozkwitu była samorządność pracownicza, nie zaś wolny rynek w wersji anglosaskiej. Ile razy przeciętny odbiorca medialnych, naukowych czy publicznych przekazów o opozycji wobec PRL mógł się dowiedzieć, że trzon „starego KOR-u” to głównie osoby o korzeniach PPS-owskich czy postępowych? Ile razy pisano/mówiono o tym, że Deklaracja Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża wprost odwołuje się do tradycji lewicowych? A przecież pisano w niej: „Dziś, w przededniu 1 maja, święta od ponad 80-ciu lat symbolizującego walkę o prawa robotnicze, powołujemy Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Celem Wolnych Związków Zawodowych jest organizacja obrony interesów ekonomicznych, prawnych i humanitarnych pracowników”.

REKLAMA

Akcja: „Jaka powinna być polska polityka historyczna?”

6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy Prezydent RP – Andrzej Duda. W związku z tym, że to Prezydent jest jednym z głównych prowadzących polską politykę historyczną, otwieramy dyskusję nad tym, jak powinna ona wyglądać. Jakie metody stosować? Jakie wątki i postacie podkreślać? Będziemy o to pytać ekspertów, zaś naszych Czytelników zapraszamy do nadsyłania własnych opinii i głosów na adres [email protected] (temat maila: „Polska polityka historyczna”).Polecamy lekturę tekstów opublikowanych w ramach dyskusji .

Taka wersja polityki historycznej jest oczywiście odzwierciedleniem politycznego układu sił, ale również wspiera i petryfikuje ten układ. Prawicowa, a nie, jak wspomniałem, antykomunistyczna – bo pomijająca rolę lewicowo-postępowych inicjatyw krytycznych wobec PRL i komunizmu – hegemonia jest pochodną m.in. braku znaczących ugrupowań politycznych odwołujących się do socjalizmu niepodległościowego, a także tego, że w III RP lewicowość skojarzono z formacjami postkomunistycznymi (przyczyny tych zjawisk to temat na osobny tekst). Te zresztą dołożyły starań, żeby rzecz całą dodatkowo zagmatwać, np. SLD-owski think tank przybrał imię niepodległościowego socjalisty i antykomunisty Ignacego Daszyńskiego, a jednym z inicjatorów postawienia pomnika tejże postaci jest były aparatczyk PZPR. Nie bez znaczenia jest tu również fakt, że to prawica lepiej odrobiła w III RP lekcję z nauk marksistowskiego myśliciela Antonio Gramsciego o hegemonii kulturowej.

Czy w historii opozycji demokratycznej i oporu społecznego w PRL powinniśmy akcentować przede wszystkim wątki obrony praw człowieka, swobód obywatelskich i pluralizmu politycznego? Na zdjęciu: Stocznia Gdańska, sierpień 1980 (fot. Erazm Ciołek, domena publiczna)

Procesy te są wspierane instytucjonalnie. Dobrym przykładem jest tu Instytut Pamięci Narodowej, który równie dobrze mógłby nazywać się Instytutem Prawicy Narodowej. Jego oferta wydawnicza czy edukacyjna w przeważającej mierze jest opowieścią na wskroś prawicową – czy będzie to akcentowanie nacjonalistyczno-zachowawczych nurtów konspiracji wojennej lub podziemia powojennego, czy akcentowanie roli i prześladowań Kościoła w PRL, czy przemilczanie lub marginalizowanie innych nurtów opozycyjnych; wystarczy porównać, ile publikacji IPN poświęcił rozmaitym formacjom narodowców, a ile PPS-owi, ile było ich o Kościele, a ile o postulatach samorządności pracowniczej czy buntach ekonomicznych i ich hasłach. Uległo to pewnej zmianie za kadencji obecnego prezesa IPN (mającego w dorobku przed objęciem stanowiska m.in. książkę o strajkach w powojennym trzyleciu, ukazującą robotniczo-socjalny opór wobec „nowych porządków”), kiedy to wśród publikacji czy inicjatyw Instytutu pojawiają się m.in. poświęcone młodzieżowo-kontrkulturowej opozycji wobec PRL, ale dokonuje się to już, gdy jest, kolokwialnie mówiąc, „po ptakach”.

REKLAMA

Nawiasem mówiąc, sam dzisiejszy antykomunizm również w niewielkim stopniu przypomina to, co tym terminem określano w latach 70. czy 80. Wówczas był to przede wszystkim – oprócz aspektów niepodległościowo-suwerennościowych – protest przeciwko realiom i praktykom totalnego, a później autorytarnego reżimu; protest w obronie praw człowieka, swobód obywatelskich, pluralizmu politycznego i światopoglądowego. Dziś nierzadko te same środowiska, które jedną ręką biją w bęben antykomunizmu, drugą wypisują peany czy przynajmniej „wyrazy zrozumienia” wobec reżimów Franco, Pinocheta i Salazara, a redakcje czasopism znanych z zajadłej krytyki PRL promują tezy autorów głoszących, że sojusz z Hitlerem był dla Polski dobrym, bo antysowieckim rozwiązaniem.

Wszystko to w dodatku z biegiem lat staje się coraz bardziej toporne i utrzymane w manierze komiksowej. Weźmy niedawną, którą to już, falę „dekomunizacji” nazw ulic w Warszawie. W efekcie ulicę swojego imienia stracił Julian Brun-Bronowicz – niewątpliwie twardogłowy komunista, którego politycznych wyborów i afiliacji nie należy przemilczać czy usprawiedliwiać, ale zarazem oryginalny myśliciel polityczny, w partii komunistycznej poddany nagonce za „nacjonalbolszewizm”, a przede wszystkim autor jednej z najlepszych polskich rozpraw politycznych, „Stefana Żeromskiego tragedii pomyłek”, inspirowanej nie tyle Stalinem, ile Stanisławem Brzozowskim. Traktowanie Bronowicza jako – używając języka dzisiejszych antykomunistów – „sowieckiego pachołka” to po prostu zubażanie dorobku kultury narodowej i rugowanie z niej wszelkich światłocieni. Takich przykładów można przywołać wiele, ale to już bez znaczenia, skoro żyjemy w kraju, w którym „Dąbrowszczacy” są „stalinistami”, choć oprócz poparcia komunistów cieszyli się atencją ze strony PPS czy piłsudczykowskiego Związku Związków Zawodowych jako obrońcy demokratycznej republiki i ofiary ekspansjonizmu hitlerowskiego, tego samego, który wkrótce zabrał się za Polskę.

REKLAMA

Celowo kilkakrotnie zwracałem powyżej uwagę na polityczny aspekt tego zjawiska. Jałowe byłoby potępianie takiego stanu rzeczy – mającego miejsce pod każdą szerokością geograficzną i będącego praktyką ugrupowań i środowisk wszelkich opcji ideowych, jeśli tylko zyskują one ku temu okazję i możliwości. Istotna jest świadomość takiego stanu rzeczy, bowiem to przede wszystkim stanowi o diagnozie problemu i nadziejach na jego zmianę. O nadzieje takie wszakże trudno w związku z nową prezydenturą. Andrzej Duda jest beneficjentem opisanych tendencji – to nie zarzut, lecz stwierdzenie faktu – zatem nie ma żadnego interesu w tym, aby podejmować działania na rzecz jego zmiany. Polityczny rozsądek będzie mu raczej nakazywał wzmacnianie takich tendencji w interesie własnego obozu ideowopolitycznego. Pozostaje oczywiście pytanie, czy to, co dobre dla Dudy i jego środowiska, jest też dobre dla Polski.

Czy alternatywą dla kultu antykomunizmyu jest powrót do wychwalania komunizmu? Na zdjęciu: pochód pierwszomajowy we Wrocławiu 1982 (fot. Julo; domena publiczna)

W wymiarze ogólnym sądzę, że nie – jednowymiarowa wizja przeszłości jest fałszywa faktograficznie, naganna moralnie, ale także, długofalowo, może być przeciwskuteczna politycznie, bowiem, mówiąc w uproszczeniu, takie choćby zjawisko jak bunt pokoleniowy może sprawić w przyszłości, że dzisiejszej modzie na „żołnierzy wyklętych” obecni kilkulatkowie przeciwstawią za jakiś czas modę na bezrefleksyjne idealizowanie PRL, komunizmu itp. W wymiarze ideowopolitycznym jest to ślepa uliczka także z tej prostej przyczyny, że w żadnym demokratycznym społeczeństwie nie osiągnięto jednomyślności w kwestii poglądów, zatem polityka historyczna, która pomija ważną część zdarzeń i postaw z minionych dekad musi siłą rzeczy stać się obca sporej części społeczeństwa.

Jeszcze inna kwestia to pytanie o skuteczność takiej polityki w wymiarze międzynarodowym – wątpliwe jest, by polska narracja „tożsamościowa” interesowała kogokolwiek poza Polakami, a prawicowo sprofilowane wizje wydarzeń z przeszłości zachwyciły kogokolwiek poza osobami o podobnych poglądach w innych krajach. Szczególnie w wymiarze międzynarodowym powinniśmy akcentować raczej postawy uniwersalne czy pluralizm rodzimych postaw. Sądzę, że więcej dla dobrego imienia naszego kraju zrobiłyby nie rytualne wyrazy oburzenia, że ktoś znów napisał/powiedział o „polskich obozach koncentracyjnych”, lecz np. dobry film o tragedii Szmula Zygielbojma, Żyda, Polaka, socjalisty, antykomunisty, antyhitlerowca i antystalinowca, człowieka niezłomnego aż do końca. Tyle że taka inicjatywa daje się dzisiaj, w opisanym klimacie, pomyśleć co najwyżej jako prowokacja intelektualna, a nie jako realny program działania w imię Polski i dla Polski. I tym niezbyt optymistycznym akcentem zakończę.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

Akcja: „Jaka powinna być polska polityka historyczna?”

6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy Prezydent RP – Andrzej Duda. W związku z tym, że to Prezydent jest jednym z głównych prowadzących polską politykę historyczną, otwieramy dyskusję nad tym, jak powinna ona wyglądać. Jakie metody stosować? Jakie wątki i postacie podkreślać? Będziemy o to pytać ekspertów, zaś naszych Czytelników zapraszamy do nadsyłania własnych opinii i głosów na adres [email protected] (temat maila: „Polska polityka historyczna”).Polecamy lekturę tekstów opublikowanych w ramach dyskusji .
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Remigiusz Okraska
Z wykształcenia socjolog, z zamiłowania społecznik, redaktor i publicysta. Od roku 2000 do dzisiaj redaktor naczelny pisma „Nowy Obywatel” (do roku 2010 ukazywało się pod nazwą „Obywatel”). W roku 2009 założył i prowadzi do dzisiaj Lewicowo.pl – pierwszy i jedyny portal poświęcony przypominaniu polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej, który opublikował już ponad 1000 tekstów z dorobku tego nurtu ideowego. Pomysłodawca i redaktor publikacji przypominających dzieje polskiej lewicy niekomunistycznej oraz przedwojennego ruchu spółdzielczego. Autor wywiadu-rzeki z Joanną i Andrzejem Gwiazdami pt. „Gwiazdozbiór w »Solidarności«” (2009; jesienią 2015 r. ukaże się nowe, skrócone wydanie).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone