Tomasz Bereźnicki – „Święte Królestwo” – recenzja i ocena

opublikowano: 2014-12-16 20:15
wolna licencja
poleć artykuł:
Jak powszechnie wiadomo, spiskowe teorie dziejów nie cieszą się nadmiernym uznaniem dyplomowanych historyków. Ma na to z pewnością wpływ zbyt duża liczba niewiadomych oraz obawa przed środowiskową anatemą. Co jednak począć, gdy zakulisowe oddziaływania na bieg dziejów bywają niekiedy aż nazbyt dostrzegalne?
REKLAMA
Tomasz Bereźnicki na podstawie prozy Gabriela Maciejewskiego
Święte Królestwo
nasza ocena:
9/10
cena:
60 zł
Wydawca:
Klinika Języka
Rok wydania:
2014
Okładka:
twarda
Liczba stron:
56
Format:
215 x 275 mm
ISBN:
978-83-64197-09-3

Bo jak inaczej nazwać tajne porozumienie przywódców Stanów Zjednoczonych, Związku Sowieckiego i Wielkiej Brytanii, w efekcie którego kilkanaście narodów europejskich, bez swojej wiedzy i zgody, padło łupem Stalina? Siłą rzeczy również car Paweł I (1796-1801), rozsiekany we własnym pałacu przez opłaconych angielskim złotem masonów, nie oddał tronu z własnej woli. Jak z kolei interpretować nieformalną współpracę sąsiadów XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej, z wyrachowaniem sabotujących próby modernizacji jej ustroju politycznego? Twierdzenie, że spisek rządzi światem, byłoby zapewne zbytnim uproszczaniem mechanizmów historii. Liczne przykłady z przeszłości wskazują jednak, że nie warto bagatelizować również i tego zjawiska.

Tak też zwykł czynić Gabriel Maciejewski, autor bloga „Baśń jak niedźwiedź”, który w serii książek publikowanych pod tym samym tytułem podzielił się autorską wizją dziejów Polski i Europy. O ile w pierwszej odsłonie tego cyklu koncentrował się on na wydarzeniach od wieku XVII po czasy współczesne, o tyle tom drugi poświecił m.in. okolicznościom rozbioru Królestwa Węgier – monarchii, która po upadku bułgarskich carstw w Tyrnowie i Widynie, Serbii oraz Bizancjum stała się de facto ostatnią zaporą przed wtargnięciem Turków Osmańskich w głąb kontynentu. Przez przeszło sto lat Węgrzy (posiłkowani m.in. przez przedstawicieli polskiego rycerstwa) z powodzeniem powstrzymywali napór muzułmańskich najeźdźców. Jednak wraz z rokiem 1521 padł Belgrad, twierdza, którą nieprzypadkowo zwykło się wówczas określać mianem „klucza do Węgier”. Chrześcijańskie królestwo znalazło się tym samym w tragicznym położeniu. Zwłaszcza, że młody sułtan Sulejman jedynie tymczasowo zrezygnował z dalszej ekspansji w Europie Środkowej. Zdawałoby się, że w szczególnie krytycznym momencie król Ludwik II Jagiellończyk doczeka się wsparcia ze strony pozostałych chrześcijańskich monarchów. Pomoc ze strony polsko-litewskiego władcy wydawała się czymś zupełnie naturalnym, choćby ze względu na interes dynastyczny domu Jagiellonów. O dziwo jednak takowej węgierski (a przy okazji również czeski) władca się nie doczekał. Również cesarz rzymski Karol V Habsburg, mimo że walkę z ekspansją muzułmanów uważał za jeden z priorytetów swojego panowania (wystarczy przypomnieć sobie wyprawę do Tunisu w 1535 roku oraz osadzenie na Malcie wypędzonych z Rodos joannitów po roku 1522), wobec perspektywy upadku Węgier okazał się zaskakująco obojętny.

REKLAMA

Jeśli wierzyć deklaracji Gabriela Maciejewskiego, nie ingerował on w fabularną warstwę komiksu „Święte Królestwo”. Można więc uznać, że przedsięwzięcie to jest autorską interpretacją jego twierdzeń w wykonaniu Tomasza Bereźnickiego. Podobnie jak w literackim pierwowzorze, również i tutaj nie zabrakło odniesień do zakulisowych działań rodziny Fuggerów, która miała w przysłowiowej kieszeni większość rodów panujących ówczesnej Europy. Dość wspomnieć, że to za sprawą pokaźnej dotacji wzmiankowany Karol V mógł sobie pozwolić na przekupienie elektorów Rzeszy i tym samym sięgnąć po cesarską koronę. A jak nie trudno się domyślić, ówczesny senior bankierskiego rodu, Jakub Fugger (nieprzypadkowo zwany Bogatym), uczynił to niekoniecznie z wrodzonej szczodrości bądź też sympatii dla młodego Habsburga. Miał w tym swój interes i tak też zaprezentowano tę postać na kartach niniejszego komiksu. Dotyczy to zresztą nie tylko jego, ale również braci Georga i Albrechta Hohenzollernów, cwanych i bezwzględnych graczy, którzy przy wsparciu bankierskiej rodziny montują intrygę na wielką skalę.

Model zastosowanej w „Świętym Królestwie” narracji, choć niepozbawiony odniesień m.in. do współczesności, sprawia wrażenie spójnego. Niemniej chwilami daje o sobie znać zbytnia jednotorowość w interpretowaniu ówczesnej sytuacji politycznej i być może przecenianie niektórych czynników, które doprowadziły do upadku Węgier. Część spośród obecnych tu postaci ujęto zbyt tendencyjnie, jakby nie licząc się ze złożonością problemów z którymi zmuszeni byli się oni mierzyć. Tak się sprawy mają m.in. w przypadku jednoznacznie negatywnego sportretowania Zygmunta Starego jako osobnika gnuśnego, a przy tym podatnego na manipulacje. Tymczasem ów władca, chociaż istotnie trudno byłoby go uznać za szczególnie uzdolnionego polityka (w roli przywódcy domu jagiellońskiego odnalazł się co najwyżej nominalnie), to jednak w trakcie swego długiego panowania odnotował co najmniej kilka istotnych sukcesów. Neutralizacja arcyniebezpiecznego sojuszu pomiędzy Habsburgami a moskiewskim wielkim księciem Wasylem III Krwawym (1515), wybronienie Pokucia przed zakusami wspieranego przez Turków hospodara mołdawskiego Petryły Raresza (1531) oraz udane (choć niestety nietrwałe) odbicie Siewierszczyzny (1535) to tylko ważniejsze z nich. Ponadto, niejako wbrew twierdzeniom Maciejewskiego, doprowadzenie do sekularyzacji i zhołdowania Prus Zakonnych wypada uznać (m.in. za prof. Henrykiem Samsonowiczem) za majstersztyk jagiellońskiej dyplomacji. Jednoznaczna krytyka Jagiellona i obwinianie go za politykę kolejnych władców w stosunku do Prus to klasyczny przykład spojrzenia ahistorycznego. W jeszcze większym stopniu dotyczy to genezy luteranizmu (i ogólnie protestantyzmu), ukazanej z pominięciem złożoności tego zjawiska, którego zarzewia dostrzec można na długo przed nadrodzinami pyskatego augustianina.

REKLAMA

Z drugiej strony tego typu podejście do historii przyczynia się do więcej niż jednoznacznego (a zatem bliższego prawdzie historycznej) rozpatrywania wydarzeń, w wyniku których zagładzie uległo najbardziej zasobne w szlachetne kruszce państwo XVI-wiecznej Europy. Tym bardziej, że rozbiór ówczesnych Węgier zwykło się interpretować w kontekście tylko i wyłącznie kolejnego etapu osmańskiej ekspansji. Tymczasem autorska spółka proponuje spojrzenie na ów epizod dziejowy niejako zza kulis tego wydarzenia. Dzięki temu chciałoby się powtórzyć za twardo stąpającymi po ziemi Rzymianami: cui bono? Nieprzypadkowo, bo „Święte Królestwo” można śmiało uznać za hipotezę badawczą będącą próbą rekonstrukcji faktycznych przyczyn upadku Węgier, a zarazem wskazania skrywających się w cieniu historii rzeczywistych inicjatorów śmierci Ludwika II. Stąd fabuła generuje szereg pytań i zachęca do bardziej wnikliwej refleksji nad poruszaną problematyką.

REKLAMA

Twórcy „Świętego Królestwa” na szczęście nie obawiają się korzystać ze sprawdzonych wzorców. I to zarówno z rynku frankofońskiego, jak i rodzimych produkcji. Stąd dodana do niniejszego albumu płyta z kompozycjami Tomasza Bereźnickiego (około czterdziestu minut muzyki) znajduje swój pierwowzór w utworach Erica Mauqueta z zespołu Deep Forest, powstałych jako dźwiękowe tło dla serii „Thorgal”. Z kolei alegoryczny wymiar fabuły z odniesieniami do czasów znacznie nam bliższych stosował m.in. Zygmunt Similak w „Zagłobie”. Rozkładana plansza ukazująca kulminacyjny moment tej opowieści (bitwa pod Mohaczem), choć stosowana dość często w komiksowych publikacjach po obu stronach Atlantyku (m.in. w premierowym tomie cyklu „Krucjata” Jeana Dufauxa i Phillipe’a Xaviera), nadaje temuż momentowi opowieści dodatkowej siły wyrazu i stosownego patosu. Tym samym obaj panowie odpowiedzialni za opowieść o upadku Węgier dają się poznać jako twórcy skłonni do sięgania po wyszukane zabiegi natury formalnej.

Autora warstwy plastycznej (i w dużej mierze również fabularnej) tego projektu można zresztą śmiało uznać za jednego z najbardziej wyrazistych twórców we współczesnym polskim komiksie. Skłonność do podkreślania konturu chwilami przywodzi na myśl ornamentykę charakterystyczną dla witrażu. W przypadku „Świętego Królestwa” Bereźnicki z pełnym powodzeniem stylizuje część kadrów (w tym także kompozycje obejmujące dwie plansze) na ryciny z epoki. Użycie złotego barwnika dodatkowo podkreśla ową taktykę ilustracyjną, przyczyniając się do poczucia, iż mamy do czynienia z imitacją iluminowanych miniatur z wczesnonowożytnych kodeksów. Autor „Aptekarza w getcie krakowskim” (jeden z pełnowymiarowych albumów Bereźnickiego) wprawnie „cytuje” również tak znakomitych klasyków europejskiego malarstwa jak Tycjan czy Jan Matejko. Równocześnie nie omieszkał on wkomponować w niektóre kadry odniesień do współczesności, nadając temuż utworowi wymiar metaforyczny.

Wygląda na to, że „Święte Królestwo”, pomimo de facto zamkniętej kompozycji, nie jest ostatnim słowem Maciejewskiego i Bereźnickiego. Wszak niecały rok po feralnej dla chrześcijańskiego świata bitwie pod Mohaczem niszczycielska fala inspirowana przez Fuggerów (według, rzecz jasna, wersji zaprezentowanej w niniejszym komiksie) pochłonęła również Wieczne Miasto. Niewykluczone zatem, że to właśnie wydarzenia znane jako sacco di Roma staną się kanwą kolejnego albumu opartego na „Baśni jak niedźwiedź”.

Redakcja i korekta: Agnieszka Leszkowicz

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Mazur
Rodem z Lublina; absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się dziejami kultur mezopotamskich, hiszpańskich odkryć geograficznych oraz religioznawstwem. Nie oparł się również urokowi komiksu i fantastyki. Publikował m.in. w „Mówią Wieki” i kwartalniku „Fronda”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone