Krystyna Kabzińska — „Sylwetki kobiet-żołnierzy” – recenzja i ocena

opublikowano: 2007-07-16 17:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Historycy prowadzą swoje badania, młodzież wchodzi w dorosłe życie, zmieniają się epoki. A tymczasem Kombatantki wydają dla Kombatantek — o książce _Sylwetki kobiet-żołnierzy_.
REKLAMA
Sylwetki kobiet-żołnierzy
cena:
30 zł
Wydawca:
Fundacja „Archiwum
Rok wydania:
Toruń 2006
Liczba stron:
584
Data i miejsce wydania:
Toruń 2006

Dnia 13 czerwca 2007 roku w Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki w Warszawie odbyła się promocja drugiego tomu książki Sylwetki kobiet-żołnierzy. Niestety, impreza ta potwierdziła, że tego typu wydawnictwa skierowane są do wąskiego grona kombatantów i ich rodzin. Choć frekwencja była imponująca, poza mną znalazły się tylko dwie osoby, które nie przekroczyły 30. roku życia, a na palcach jednej ręki udałoby się policzyć słuchaczy przed pięćdziesiątką.

Dlaczego tak się dzieje? Czy temat nie jest chwytliwy, czy zawiodła promocja? Przyczyna, wydaje mi się, leży w bezkrytycznym podejściu kombatantów do jakże emocjonującego okresu własnej młodości. Zasmucił mnie fakt, że na sali nie było żadnego historyka. Jeden z nich na propozycję udziału w tego typu spotkaniu odpowiedział, że na koszałki i ciągłe wałkowanie tego samego nie mam czasu. Woli poświęcić go na rzeczowe badania. Historią powinni zajmować się historycy, a nie kombatanci. Dopóki żyją i oddziaływają na piszących, nie powstanie obiektywna praca.

Książka Sylwetki kobiet-żołnierzy wydana przez Fundację „Archiwum i Muzeum Pomorskie Armii Krajowej oraz Wojskowej Służby Polek” jest efektem pracy redakcyjnej kilku kombatantek Armii Krajowej i zaproszonych przez nie badaczy. Po raz drugi udało im się zgromadzić sto biogramów łączniczek, kurierek, sanitariuszek działających na obszarze II Rzeczypospolitej. Autorki pominęły kobiety z organizacji, które nie podporządkowały się władzom londyńskim. Być może dzięki temu zabiegowi udało się rozbudować biogramy, które obejmują całe życie bohaterek — począwszy od wybitnych przodków, poprzez dzieciństwo i wykształcenie, kończąc na okresie powojennym. Często bardziej bolesnym niż lata wojny.

REKLAMA

W trakcie spotkania Krystyna Kabzińska wspomniała, że w powszechnej opinii nadal panuje obraz kobiety żołnierki, uczestniczki Powstania Warszawskiego. Celem autorek było pokazanie kobiet, które brały udział w wojnie od pierwszego dnia walki po ostatni. Przedstawiony zbiór był tak komponowany, by w każdym ze stu biogramów ukazany został wycinek powszechnie prowadzonej walki, różniący się od innych miejscem i okolicznościami zdarzeń — jak piszą we wstępie. Jednak we własnych publikacjach kombatantki nieświadomie utrwalają powszechny stereotyp sanitariuszki i łączniczki. Zapominają, że kobiety zajmowały się bardziej męskim sabotażem, pracą w wywiadzie. Tylko nieliczne ze zgromadzonych biogramów przełamują ten schemat, pokazują pracownice sztabów, kurierki krążące po całej Europie czy właśnie wywiadowczynie.

Mimo powyższej niedoskonałości z lektury wyłania się obraz niebanalnych, pełnych poświęcenia i heroizmu kobiet. Ich odwaga i praca wymagająca wyrachowania, opanowania wzbudzają szacunek. Wiele z nich oprócz działalności wojskowej prowadziło ciekawe życie cywilne. Z zainteresowaniem przeczytałam życiorys wielkiej miłośniczki Polski angielskiej filantropki Sue Ryder czy Wandy Modlibowskiej — rekordzistki świata w długości lotu szybowcem. Szkoda, że wiele z tych kobiet zostało dziś zapomnianych.

Tego typu prace zawsze gromadzą życiorysy według pewnej koncepcji przyjętej przez redaktorów, pomijają w ten sposób inne wybitne postaci. Dojrzały wiek skłania często do pobożności, co w tej publikacji jest miejscami zbyt przesadnie uwydatnione. Rozpisywanie się z egzaltacją o czyjejś religijności pozbawia pracę charakteru naukowego. Na szczęście pod każdym biogramem umieszczono informacje o zachowanych archiwaliach, artykułach prasowych czy wzmiankach w innych publikacjach. Wiele biogramów tworzono w oparciu o korespondencje pomiędzy bohaterkami a autorami notatek.

Dochodzimy w tym miejscu do pewnego paradoksu. Żyją jeszcze świadkowie, którzy mogą złożyć relacje, snuć wspomnienia. My, historycy, chcemy wiarygodnie odtworzyć historię. Gdy pisałam różnego rodzaju prace na studiach, gdy współpracowałam ze środowiskiem kombatantów, wielokrotnie spotykałam się z prośbami o pominięcie czegoś czy o inną interpretację. Czy powinniśmy uwzględniać takie uwagi? A może robić swoje i nie przejmować się burzą, którą wywołują w środowisku kombatanckim książki „niepoprawne”?

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Anna Nowakowska-Wierzchoś
Doktor historii, archiwistka. Autorka książki Wanda Gertz. Opowieść o kobiecie żołnierzu (Kraków 2009) oraz artykułów naukowych i popularnych poświęconych aktywności społecznej i politycznej Polek w kraju i na emigracji w XX w., a także edycji tekstów źródłowych. W 2014 r. obroniła w IH PAN doktorat pt. „Konopniczanki”. Związek Kobiet Polskich we Francji im. Marii Konopnickiej w latach 1944-1950.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone