Rozejm bożonarodzeniowy: chwila wspólnoty w okopach I wojny światowej

opublikowano: 2015-12-26 14:58
wolna licencja
poleć artykuł:
Boża Narodzenie to czas, w którym konflikt nierzadko zastępowany jest pokojem i wspólnotą. W grudniu 1914 roku przekonali się o tym brytyjscy i niemieccy żołnierze frontu zachodniego I wojny światowej, którzy zawarli... rozejm. Opowiada o nim dr Przemysław Piotr Damski, historyk z Akademii Finansów i Biznesu Vistula.
REKLAMA

Zobacz też: Boże Narodzenie - historia i świąteczne tradycje

Zobacz też: Pierwsza wojna światowa w Histmag.org

Sebastian Adamkiewicz: Wojna i radosne świętowanie to rzeczy, które z pozoru się wykluczają, a jednak na początku I wojny światowej żołnierze znaleźli czas, aby wspólnie świętować. Jakie były okoliczności niezwykłego Bożego Narodzenia 1914 roku?

Przemysław Piotr Damski – ur. 1984 r., doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie, współpracownik Społecznej Akademii Nauk w Łodzi. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego, na którym w 2013 r. obronił doktorat, który stał się podstawą książki „Najbliższe narody”. Stosunki amerykańsko-brytyjskie w dobie prezydentury Theodore'a Roosevelta (1901-1909) (DiG, Warszawa 2014). Stypendysta Roosevelt Study Center, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii i portalu Histmag.org.

Przemysław Piotr Damski: Przede wszystkim musimy zrozumieć kilka rzeczy. Wojnę traktowano jak przygodę. Wyjaśnia to czemu tysiące młodych ludzi zaciągnęło się do wojska zupełnie dobrowolnie, często z naruszeniem przepisów werbunkowych. Zaciągali się młodzi, często niepełnoletni ludzie kłamiący na temat swojego wieku. Nierzadko motywacją było to, że w szeregi armii wstępowali ich koledzy. Ten entuzjazm wojenny nie był jednak efektem, jak się niegdyś uważało powszechnego nacjonalizmu. A przynajmniej nie był to czynnik wyłączny. Nienawiść narodowa, obecna w znacznie mniejszej skali przed 1914 rokiem, narosła dopiero w trakcie wojny i to nie od razu. Nawet chęć odzyskania Alzacji i Lotaryngii nie była wśród Francuzów powszechna. Doświadczenia europejskie wskazywały, że wojna będzie krótka. Ostatnia miała miejsce czterdzieści cztery lata wcześniej (tj. wojna francusko-pruska lat1870-1871). Sam cesarz niemiecki obiecywał przesadnie, że żołnierze wrócą do domów „nim liście opadną z drzew”. Poza tym wśród żołnierzy wszystkich stron rozpowszechnione było przekonanie, że toczyli oni wojnę obronną. Nikt zatem nie poczuwał się do odpowiedzialności za jej wybuch.

Wyłania się z tego obraz ludzi raczej szlachetnych, spragnionych wrażeń, patriotów, ale też bardzo młodych, lekkomyślnych i niezdających sobie sprawy, co ich czeka. Wojna była dla nich mitem, czymś szlachetnym, państwowotwórczym. Tymczasem plan Schliefena-Moltkego się załamał. Belgia nie zgodziła się na przemarsz wojsk niemieckich dając Francuzom czas na zorganizowanie obrony, a Brytyjczycy wykorzystali naruszenie neutralności Belgii, jako powód do wypowiedzenia wojny Niemcom. O zdobyciu stolicy nie można było póki co marzyć. Konflikt przybrał charakter wojny pozycyjnej. Żołnierze funkcjonowali w okopach. Codziennie setki ludzi ginęły w beznadziejnej walce o nieznaczne przesunięcie frontu w jedną lub w drugą stronę. Najczęściej jednak przegrywając walkę z karabinami maszynowymi i działami przeciwnika.

REKLAMA

W takich okolicznościach żołnierzy zastała zima. Liście dawno padły z drzew, a końca wojny nie było widać. Robiło się coraz mroźniej. To co miało być przygodą zmieniło się w horror. A tymczasem zbliżało się Boże Narodzenie.

S.A.: Jak wyglądało Boże Narodzenie w okopach?

P.P.D.: Trudno jest mówić o jednym wzorcu tzw. rozejmu bożonarodzeniowego, gdyż było to działanie spontaniczne. Rozejmu nie zadekretował żaden rząd i żaden sztab generalny. Był on efektem oddolnej potrzeby żołnierzy, którzy jak pisał w swym wierszu jeden z niemieckich żołnierzy, „chcieli znów poczuć się jak ludzie”. Nie było zatem działań koordynujących. Poza tym wydarzenia z grudnia 1914 roku rozgrywały się w różnych miejscach przede wszystkim we Flandrii. Stąd też różnice w świętowaniu.

Możemy natomiast ustalić pewien schemat. Zarówno źródła niemieckie jak i brytyjskie podają, że to Niemcy rozpoczęli świętowanie. Rozbieżności pojawiają się natomiast w sprawie tego jak zaczęli. Jedno ze świadectw podaje, że żołnierze niemieccy otrzymali prezenty z domów, wśród których były świeczki i ozdoby choinkowe. Ponieważ walki toczyły się też w lesie nie było problemu z dostępem do drzew, które z miejsca zaadoptowano na choinki. Jeden z anonimowych żołnierzy niemieckich podawał, że na całej długości okopów w lesie, gdzie służyła jego jednostka przybrano dziesiątki choinek, a następnie umieszczono je u szczytu okopów. Brytyjczycy z kolei wspominali przede wszystkim niemieckie kolędowanie. Wpisywało się to w ówczesny stereotyp Niemców jako bardzo muzykalnego narodu. Mawiano nawet, że tam gdzie pojawi się kilku Niemców tam powstanie chór. Oczywiście Niemcy śpiewali różne kolędy, ale tą, która najbardziej wbiła się w pamięć Brytyjczykom była „Cicha Noc”. Ta niemiecka pieśń była już wówczas znana w całej Europie i mogła bez problemu uchodzić za międzynarodową. Brytyjczycy zatem odpowiedzieli śpiewem na śpiew. Żołnierze po przeciwnych stronach barykady śpiewali naprzemiennie.

REKLAMA
Rycina z „The Illustrated London News's” z 9 stycznia 1915 r. przedstawiająca rozejm bożonarodzeniowy (domena publiczna).

Dalej scenariusze były podobne. Ktoś wszedł na okopy, zobaczył go żołnierz przeciwnej strony i też wyszedł. Oficerowie obu stron zakazywali ruszania się z okopów, ale z reguły ich lekceważono. Żołnierze podchodzili do siebie. Witali się, rozmawiali, czasem wymieniali tym co mieli. Są nawet dowody, że grali w piłkę nożną. Czasem się rozumieli, gdyż część Niemców pracowała przed wojną w Wielkiej Brytanii. Na ogół jednak nie przeszkadzało im, że nie znali swoich języków. Pokazywali sobie zdjęcia bliskich, dzielili papierosami. Aby to zrozumieć nie potrzeba było znać języka wroga.

Te szczególne obchody trwały czasem jeden dzień, czasem dłużej. Najdłuższy rozejm utrzymał się do 31 grudnia. Przedłużanie się rozejmu wynikało z niechęci żołnierzy do wznowienia walk. Zdarzyło się, że dezerter niemiecki ostrzegł Brytyjczyków o wznowieniu walk. Raz też żołnierze niemieccy uprzedzili brytyjskich, że szykuje się inspekcja i będą musieli wznowić ostrzał, ale będą strzelali wysoko, aby nikogo nie zranić. Ta solidarność skończyła się jednak, gdy Niemcy przysłali nowe oddziały, a stare wysłali na inne pozycje kończąc z fraternizacją i łamaniem morale.

REKLAMA

Polecamy e-book: „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”

„Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”
cena:
Liczba stron:
480
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-62329-99-1

S.A.: Z czego wynikał brak wrogości pomiędzy żołnierzami w końcówce 1914 roku?

P.P.D.: To nawet nie tak. Proszę sobie wyobrazić młodych ludzi, w wieku 16-20 lat, którzy zaciągnęli się do wojska z patriotycznego obowiązku lub chęci przeżycia przygody i zostali zmuszeni do przeżycia nierzadko pierwszych w swym życiu świąt Bożego Narodzenia poza domem, z dala od rodzin. Śmierć jest wszechobecna. Dla Brytyjczyków to jest trudne dodatkowo, gdyż w początkowym okresie wojny jednostki Royal Army konstruowano na zasadzie terytorialnej, czyli w uproszczeniu jedna wioska jeden oddział. Oznaczało to, że ginęli nie tylko koledzy z oddziału, ale koledzy i przyjaciele, których znano od dziecka. W takich warunkach można albo wroga znienawidzić, albo pragnąć żeby to wszystko się skończyło, a towarzyszy temu potrzeba wspólnoty. Przypomnijmy, że na tym etapie wojny doświadczenia wojenne były często bardzo podobne, więc świadomość wspólnoty losu nie była czymś niezwykłym. Poza tym wojna nie wkroczyła jeszcze w swą najokrutniejszą fazę, więc i poziom agresji nie był jeszcze wówczas tak wielki. Niejednokrotnie szeregowi żołnierze więcej agresji żywili wobec swych oficerów niż przeciwnika. Nie jest to jednak zjawisko proste tutaj do wytłumaczenia. Poza tym, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to Niemcy, postrzegani jako agresorzy, zaczęli śpiewać i instalować choinki to wygląda to trochę tak, jakby wyciągali rękę do swych wrogów. Brytyjczycy, ale i Francuzi i Belgowie także walczący we Flandrii, mogli zaakceptować ten gest. Przy czym trudno nazwać to gestem, gdyż Niemcy po prostu chcieli poczuć się choć trochę jak w domu i ta oznaka człowieczeństwa zwyciężyła, ujęła ich adwersarzy przeradzając się w rozejm bożonarodzeniowy.

REKLAMA

Warto jednak zauważyć, że wydarzenie to odbiło się szeroko w popkulturze i znalazło drogę do książek i filmów. Kilka lat temu rozejm bożonarodzeniowy przedstawił Ken Follett w pierwszej części swej trylogii „Stulecie”. Niedawno mogliśmy ją oglądać w serialu koprodukowanym przez TVP i BBC. Jednym z ciekawszych przedstawień wydaje mi się reklama brytyjskiej sieci supermarketów Sainsbury’s, w której w bardzo ciekawie pokazano ów mechanizm. Rozejm bożonarodzeniowy był też utrwalany na obrazach, znalazł swe miejsce w literaturze naukowej i popularnonaukowej. Warto jednak zaznaczyć, że w grudniu 1914 r. poza frontem odbierano go negatywnie, co znalazło wyraz w artykułach prasowych tego okresu.

S.A.: Czy podobne święta powtarzały się później?

P.P.D.: Próbowano, ale nie udało się już osiągnąć takiej skali. Wydarzenia te były wówczas sporadyczne. Było to związane z tym, że rządy i sztaby generalne były już przygotowane na podobną ewentualność. Poza tym w grudniu 1915 r. było już po pierwszych atakach gazowych, nalotach samolotów, sterowców i natarciach niosących śmierć jeszcze większej rzeszy żołnierzy. Swoje robiła też propaganda, a trafiający na front nowi rekruci byli już lepiej ukierunkowani propagandowo. Poza tym w trakcie wojny Brytyjczycy zdecydowali się na przymusowy pobór, co wyrwało dużą część mężczyzn z ich naturalnego środowiska i zmusiło do walki. Winą za to niejednokrotnie obarczano wroga wojennego. W takiej atmosferze niezwykle trudno było o porozumienie.

S.A.: W czasie II wojny o podobne przykłady trudno. Czy I wojna światowa to mimo wszystko konflikt świata mniej bezwzględnego, kulturalniejszego?

REKLAMA

P.P.D.: Wzbraniałbym się przed tak jednoznacznymi ocenami. Czy kulturalniejszego? Do pewnego stopnia tak, ale też bardziej podzielonego, bardziej doświadczonego biedą. Poza tym czy dzisiejsza większa bezpośredniość musi oznaczać mniejszą kulturę? Nie wydaje mi się. Z II wojną światową jest jeden zasadniczy problem: była po pierwszej. To banalne w gruncie rzeczy sformułowanie podaje nam jednak pewien kontekst. I wojna światowa nie była wojną ideologii, choć w trakcie działań zaczęto przedstawiać ją jako starcie demokracji i autokracji; tyle że Rosja pozostawała w sojuszu z państwami zachodnimi do grudnia 1917 r. a do lutego tego roku car pozostawał samodzierżcą. Wielka Wojna nie zaczynała się również jako wojna na wyniszczenie. To miał być Blitzkrieg, przynajmniej na zachodzie kontynentu. Zwróćmy uwagę, jak rzadko mówimy o ofiarach czy jeńcach wojennych wojen austriacko-pruskiej czy francusko-pruskiej, a przecież takowe były. Natomiast to były krótkie konflikty, których konsekwencje społeczne były ograniczone. Pewnym wyjątkiem jest tu wojna krymska owocująca powołaniem Czerwonego Krzyża, ale to głównie rezultat jednostkowych obserwacji. Pamiętajmy też, że wkraczający w wojnę ludzie mając takie obrazy z przeszłości nie wiedzieli czego się spodziewać. Na ogół nie znali doświadczeń amerykańskiej wojny secesyjnej, która była pierwszą nowoczesną wojną pozycyjną, konfliktem totalnym, który przybrał charakter wojny na wyniszczenie. I wojna światowa była zatem szokiem, który zapoczątkował dramatyczne zmiany w sposobie prowadzenia wojny, ale też skutkowała ogromnymi zmianami społecznymi. Mówiło się o niej jako Armagedonie, końcu świata i rzeczywiście położyła kres pewnemu światu, stylowi życia. Niektórzy historycy, w tym chociażby Winston Churchill twierdzili jednak, że mieliśmy do czynienia z drugą wojną trzydziestoletnią (1914-1945). W tym ujęciu okrucieństwa II wojny światowej były po prostu kontynuacją tych z pierwszej i nie powinno się ich traktować w zupełnym oderwaniu od siebie.

Brytyjczycy oślepieni po niemieckim ataku gazowym, kwiecień 1918 (fot. T.L. Aitken, domena publiczna).

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Już wówczas konflikty kolonialne, dziś możemy powiedzieć pozaeuropejskie, były postrzegane, jako brutalniejsze. Po pierwsze starcia były bardzo nierówne; przeważające technologicznie oddziały kolonizatorów dziesiątkowały rebeliantów kolonialnych. Po drugie, wojna często przybierała charakter partyzancki. Czy to tak dramatycznie różni się od tego co obserwujemy dzisiaj? Pomimo różnych napięć, niepewnej przyszłości, Europa na tle wielu regionów świata wciąż wydaje się ostoją spokoju, jak w 1914 r. Starcia w Afryce czy na Bliskim Wschodzie zaś często są równie brutalne jak wówczas. Zmiany wymusza postęp technologiczny i społeczny.

Mamy zatem wiele punktów wspólnych, wiele różnic. Nie ma prostej odpowiedzi, wbrew temu, co wiele osób chce podnosić. Czasy nie są zatem bardziej lub mniej kulturalne. Są po prostu inne. Więzi międzyludzkie są definiowane inaczej. Kiedyś grzecznie było podać rękę na przywitanie, dziś częściej wpadamy sobie w ramiona. Jesteśmy inni i tacy sami zarazem, i warto abyśmy o obu sprawach pamiętali. Wówczas unikniemy zarówno przesadnego wychwalania jak i krytykowania przeszłości, łatwiej zaakceptujemy taką jaka była. Rozejm bożonarodzeniowy pięknie to ukazuje. Powiedziałeś kiedyś Sebastianie, że to też dowód jak bardzo europejskie jest Boże Narodzenie. Dorzuciłbym do tego jedną rzecz, która wypływa wprost z niemieckiego wiersza „Wszystko zaczęło się pod Ypres”. Rozejm pokazuje, że bez względu na barwy narodowe łączy nas chęć zachowania swojego człowieczeństwa. To jest zatem tym co łączy nas z naszymi przodkami; chęć pozostania człowiekiem tak długo jak się da.

Polecamy e-book Michała Przeperskiego „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”:

Michał Przeperski
„Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
86
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-3-9

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone