Piotr Korczyński – „Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim” – recenzja i ocena

opublikowano: 2022-05-13 07:21
wolna licencja
poleć artykuł:
Książka Piotra Korczyńskiego zasadniczo wpisuje się w dość popularny ostatnimi czasy motyw „ludowy” polskiej historii. Choć „Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim” nie są książką naukową na miarę „Ludowej historii Polski” Adama Leszczyńskiego, ani nie wyczerpują do cna tematu, to recenzowana pozycja jest dobrym przyczynkiem do pogłębienia badań na poruszany temat.
REKLAMA

Piotr Korczyński – „Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim” – recenzja i ocena

Piotr Korczyński
„Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim”
nasza ocena:
7.5/10
cena:
49,99 zł
Wydawca:
Znak Horyzont
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
352
ISBN:
978-83-2408-535-4
EAN:
9788324085354

Choć sam autor nie jest zawodowym badaczem, ile raczej popularyzatorem (przynajmniej takie odniosłem wrażenie z krótkiego biogramu na jego temat w książce), nie należy od razu umniejszać jego pracy. Jest ona pozbawiona naukowego aparatu, oparta na własnym doborze źródeł (a raczej wydawnictw źródłowych) i opracowań. Jednak, co warto podkreślić, Piotr Korczyński zadał sobie sporo wysiłku by wyselekcjonować materiał.

Pojawiają się w nim nie tylko ogólne znane prace, lecz także te przyczynkowe, rzekłbym regionalne. Z treści książki odnoszę wrażenie, że autor starał się dotrzeć do rodzin niektórych bohaterów opisywanych na kartach, żeby uzupełnić treść o wspomnienia i relacje. Trzeba przyznać, że to ciekawe i dobre podejście, zważywszy na fakt, że mimo istniejącego materiału źródłowego do tematyki (podejrzewam, że jeszcze nie do końca przebadanego), włościanie nie pozostawili po sobie aż tylu relacji, co ci z „lepszej” części drabiny społecznej.

Miłośnicy Rzeczpospolitej szlacheckiej, rycerzy z Kresów, pełnych fantazji zabijaków z szablami czy innych husarzy lub lisowczyków będą mocno zawiedzeni, a nawet chyba oburzeni treścią książki Korczyńskiego. Z jej kart wynika aż nadto, że wszelkie możliwe użycie potencjału ludnościowego Polski w budowie armii, powiedzmy nowoczesnej, za każdym razem ograniczał typowy klasowo-ekonomiczny egoizm elity politycznej czyli szlachty. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to dość „marksistowsko-leninowsko”, ale tak raczej było.

W swoich opisach autor skupia się nie tyle na typowych „plebejskich” jak piechota, dragonia czy – mimo wysokich wymagań – artyleria – co na specyficznych formacjach chłopskich w historii Polski. Zaczyna od piechoty wybranieckiej. Opisuje genezę jej powstania, plany, przegłosowane uchwały oraz… sposób, w jaki szlachta sabotowała formowanie tej formacji. Wybrańcy mieli dość dużego pecha. Nie dość, że narażali życie na froncie, to po powrocie do domu spotykały ich dodatkowe, a nawet gorsze szykany ze strony starostów, dzierżawców królewszczyzn czy nawet własnych, zazdrosnych o ich pozycję sąsiadów. Ukazując powstanie oraz bolesny upadek tej koncepcji Korczyński wyraźnie wskazuje na winnego – egoistycznie nastawioną szlachtę. Jest to o tyle smutne, że np. w takiej Szwecji w XVII wieku czy w Prusach Fryderyka Wilhelma I podobny eksperyment się udał.

Autor wskazuje również, że prócz powszechnie znanych Kozaków Zaporoskich mieliśmy swoich własnych ludowych wojowników, z których można było zrobić dobrych żołnierzy. Mowa tu o góralach z Podhala i Żywiecczyzny oraz o Puszczakach, bardziej znanych jako Kurpie. Okazuje się, że w razie potrzeby obie grupy stawały w sprawie Rzeczpospolitej, często mamione obietnicami (kłaniają się sławne Śluby Lwowskie Jana Kazimierza w czasie Potopu).

REKLAMA

Górale, jak wiadomo, wychowani w trudnych warunkach, są twardzi, bitni oraz dumni. Stąd niejedne problemy jakie z nimi mieli starostowie. Jednak w czasie Potopu to właśnie sformowana z nich jednostka tzw. harników wykazała się wielokrotnie w walce ze Szwedem. Podobnie Kurpie – bartnicy a przede wszystkim myśliwi, wierni przysiędze. Jak sami mawiali: „Puszcza królewska to i my królewscy”, co naprawdę podpowiadało, że można tych znakomitych strzelców użyć. Jednak szlachta chciała tylko niewol… chciałem napisać: robotników pańszczyźnianych.

Korczyński trafnie wskazuje również nieumiejętność wykorzystania potencjału ludu w walkach o ocalenie Rzeczpospolitej szlacheckiej. Doprawdy czasem mam wrażenie, że dla szlachty państwo mogłoby upaść, byleby utrzymały się istniejące stosunki społeczne… Stąd kosynierzy są tylko elementem patriotycznej legendy, a nie „lekiem na samo zło” zaborców.

I tak przez koleje losów Polski, czasy napoleońskie... to szkoła żołnierza-obywatela dla polskiego chłopa, jednak popsuta przez egoizm elit Księstwa Warszawskiego. Powstania narodowe? Znów niewykorzystany potencjał, choć w czasie Powstania Styczniowego autor widzi pewną poprawę. Jednak w licytacji o chłopów wygrywa rząd carski. Ciekawe są również opisy chłopów służących wpierw w państwach zaborczych, a później w armii II Rzeczpospolitej. Okazuje się, że dla wielu z nich odrodzona ojczyzna nie była dobrą matką, lata zawodu nastawiły do niej nieufnie – bo w końcu więcej dobrodziejstw spadło na nich od zaborców – smutne to ale niestety prawdziwe. Niektórzy nawet już służąc w Wojsku Polskim lepiej wspominali czasy służby w mundurach armii któregoś z cesarzy.

Ciekawym zakończeniem opisu tych wszystkich „plebejskich” formacji jest rozdział poświęcony Batalionom Chłopskim. Ta formacja naprawdę ma pecha – za poprzedniego ustroju jej ludowość (choć oryginalna!) była zaciemniania przez „ludowość” Armii Ludowej. Dziś Bataliony Chłopskie giną w cieniu wpierw Armii Krajowej, a ostatnimi czasy w cieniu „żołnierzy wyklętych”. Ponieważ za bardzo kojarzy się (nie wiedzieć czemu…) z poprzednim ustrojem. A szkoda, bo była to formacja wskazująca na fakt, że polskie chłopstwo w końcu się zorganizowało i zaczęło myśleć o swoich interesach w niepodległej Polsce.

Wszystko to lekkim piórem opisuje Piotr Korczyński. Nie oszukujmy się – nie stworzył wspaniałej naukowej syntezy, jest to raczej opracowanie popularnonaukowe, stojące na pewno wyżej niż esej historyczny. Autor nie ustrzegł się tez kilku błędów, czasami dla historyka poważnych np. w 1587 roku nie było możliwe, żeby Stefan Batory interesował się formowaniem Kozaków rejestrowych, bo zmarł w poprzednim roku (podejrzewam, że chodziło o 1581 rok). Szwedzi Karola XII z pewnością byli diabłami ale nie w „czerwonych kurtkach”, a raczej w niebieskich (no chyba, że ikonografia kłamie…). Czerwony kolor zazwyczaj kojarzy się z wojskami brytyjskimi, aczkolwiek należ pamiętać, że była to również od końca XVII wieku i przez niemal cały XVIII wiek barwa wojsk saskich. Może to o nie autorowi chodziło?

Nie zmienia to faktu, że książka jest godna polecenia choćby dla zwrócenia uwagi na kwestie zapomnianych bohaterów Wojska Polskiego – tych którzy krwią płacili najmocniej za wszelkie decyzje dowódców.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Piotra Korczyńskiego „Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim”!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Michał Staniszewski
Absolwent Wydział Historycznego UW, autor książki „Fort Pillow 1864”. Badacz zagadnień związanych z historią wojskowości, a w szczególności wpływu wojny na przemiany społecznych, gospodarczych i kulturowych - ze szczególnym uwzględnieniem konfliktów XIX wieku.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone